Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
11272
BLOG

Rosjanie AD 2014 jak Niemcy AD 1938

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 117

 Przestaje mieć podstawy twierdzenie, że Putin Putinem, ale Rosjanie to inna sprawa. Przynajmniej dla mnie. Po Anschlussie Krymu (dobre określenie Sikorskiego, które od niego pożyczam) Rosjanie z mojego punktu widzenia stają w podobnej sytuacji co kiedyś Niemcy, bezkrytycznie wpatrzeni w Führera.

Jakkolwiek byśmy nie uciekali od analogii z latami 30. XX w., one powracają. Całkiem słusznie, bo i sposób działania Putina jest podobny, i reakcja Zachodu. Gdy dziś rozpatrujemy tamten czas, pojawiają się liczne usprawiedliwienia ze strony tych, którzy z entuzjazmem podnosili prawe ramię do góry, gdy przemawiał Wódz. Bo inni też tak robili, bo bym stracił pracę, bo zwalczył bezrobocie, bo byłem głupi. Część tych usprawiedliwień była zapewne przedstawiana w dobrej wierze. Znamy mechanizm histerii tłumu, wiemy, że w prawdziwym życiu niemal nic nie jest czarne i białe, że tyle może być motywacji, ilu ludzi.

Wszystko to nie powinno jednak zmieniać całościowej oceny niemieckiego społeczeństwa z lat 30. A ta musi być krytyczna: w ogromnej większości było to społeczeństwo fanatycznie oddane chorej i agresywnej idei. W wymiarze etycznym w tym akurat wypadku obowiązuje wyjątkowo odpowiedzialność zbiorowa. Poza bardzo nielicznymi postaciami, które stać było na sprzeciw od samego początku, by wspomnieć choćby młodych idealistów z Bractwa Białej Róży. Ale już z całą pewnością nie dotyczy to kreowanego na antynazistowskiego bohatera Clausa von Stauffenberga.

Dziś w podobny sposób zaczynam patrzeć na Rosjan. Koncert w Moskwie z okazji Anschlussu Krymu był zorganizowany przez władze, ale przecież nie zganiano na niego ludzi siłą i nikt, trzymając im pistolet przy głowie, nie kazał im się cieszyć. Protesty przeciwko reżimowi Putina sprzed paru lat były efemeryczne, milicja (dziś już policja) nie miała najmniejszego problemu, aby się z nimi uporać. Niemal w niczym nie przypominały obywatelskiego sprzeciwu Ukraińców na Majdanie. Był to po części lans celebrytów w rodzaju Kseni Sobczak, po części wegetujących gdzieś na marginesie środowisk opozycyjnych.

Nieco ponad rok temu spędziłem kilka dni w Moskwie. A ci, którzy znają Rosję znacznie lepiej ode mnie, mówią, że jeżeli gdzieś jest jakikolwiek potencjał antytotalitarnego oporu, to jedynie właśnie w Moskwie i Petersburgu. Wspólne wrażenie całej grupy dziennikarzy po spotkaniach z członkami opozycji różnych barw było takie, że rozmawiamy ze zmarginalizowanymi, bujającymi w obłokach marzycielami, którzy zaszyli się w ponurych, małych biurach, gdzieś w suterenach i piwnicach, wydając na kiepskim papierze ulotki o majątku prezydenta, zaś ich faktyczne znaczenie i potencjał są w istocie żadne. Nie dlatego, że są mało inspirujący i niecharyzmatyczni (choć pewnie i to), ale dlatego, że ich krytyka reżimu po prostu nie chwyta.

Zdecydowana większość Rosjan nie widzi bowiem problemu. Ani z zamordyzmem Putina, ani z rozbiorem Ukrainy, ani z nachalną propagandą. No, może w wielkich miastach drażnią ich trochę przywileje oligarchów, może są w stanie zorganizować Ruch Niebieskich Wiaderek w proteście przeciwko nadużywaniu migałek, ale to są zabawy porównywalne z hamletowskimi dylematami polskich hipsterów, jaką kawę zawiesić w knajpie przy Placu Zbawiciela. Nie wynika z tego żaden poważny protest przeciwko samej naturze ustroju Federacji Rosyjskiej. Tam, gdzie uprzywilejowani stają się uciążliwi, Rosjanie trochę się organizują. I takie sytuacje widzieliśmy. Wszystko to kończy się jednak na pewnym poziomie. Przywództwa niewysokiego kagiebisty nikt poza wspomnianym marginesem nie kwestionuje.

Ma to zapewne głębokie przyczyny kulturowe i historyczne. Rosja, jak wiadomo, nie jest zachodem, a jej tradycja polityczna to zbrodnie opryczniny za Iwana Groźnego, zbrodnie Czeki za Lenina i NKWD za Stalina. Mówiąc brutalnie – to chyba właściwy moment, aby przestać traktować rosyjskie społeczeństwo en masse jako zdolne do głębszej refleksji nad charakterem przywództwa w ich państwie i nad własną historią. To po prostu Azja, gdzie władca musi trzymać lud za mordę, inaczej nie zyska sobie szacunku. A lub uwielbia być za mordę trzymany i jeszcze od czasu do czasu potraktowany nahajką.

Piszę to zatem z przykrością, ale też z głębokim przekonaniem: od tego momentu Rosjanie, którzy bezmyślnie łykają Putinowską propagandę, którzy bawili się na koncercie z okazji rozbioru sąsiedniego kraju, którzy tępo wierzą w bzdury o czyhających na Rosję faszystach, którym nie przeszkadza, że na czele ich kraju stoi regularny zbir i bandzior, którzy gotowi są usprawiedliwiać jego działania i którzy bez specjalnego przymusu i straszenia w kolejnych wyborach znowu karnie na tego bandziora zagłosują – oni wszyscy są współwinni temu, co się stało i stanie z Ukrainą. I tego, co jeszcze bandycki reżim, rządzący w Moskwie, nam gotuje.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka