Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
7095
BLOG

List otwarty do Biskupów (ze wstępem)

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 105

 Kościół na świecie i w Polsce przechodzi ostatnio ciężkie próby. Traci poparcie bardzo ważnych środowisk oraz jest krytykowany przez bardzo wybitne osoby. A konkretnie – wycofaniem swojego poparcia dla postępowej linii, którą według niej reprezentuje papież Franciszek, zagroziła „Gazeta Wyborcza”. Uczyniła to piórem swojego publicysty Jarosława Mikołajewskiego. Miażdżąca krytyka spadła zaś na polski Episkopat ze strony wybitnego intelektualisty krakowskiego, powszechnie znanego publicysty „Tygodnika Powszechnego” Błażeja Strzelczyka.

Pan Mikołajewski rozczarował się postawą Watykanu wobec ks. Lemańskiego. Papież nie tylko nie zrozumiał powagi sytuacji i nie zrobił ks. Lemańskiego kardynałem oraz swoim głównym doradcą do spraw postępu w Kościele, ale nawet nie uwzględnił jego rekursu od nałożonych na niego kar i ograniczeń. Ba, w decyzji Watykanu znalazło się wręcz stwierdzenie, że swoimi działaniami najbardziej postępowy ksiądz w Polsce zaszkodził Kościołowi. Cóż, możliwe są tylko dwie interpretacje. Albo papież jest dramatycznie źle poinformowany o sytuacji w naszym kraju, bo przy jego uchu zalęgli się wstrętni faszyści (jeden z nich ma nawet nazwisko na tę samą literę co Hitler – przypadek?); albo sam jest po prostu, mimo pozorów fajności, najzwyklejszym kościelnym klerofaszystą.

Lecz redaktor Mikołajewski daje papieżowi jakąś szansę na poprawę. Pisze w swoim tekście: „Kiedyś pisałem »żarty się skończyły«, myśląc o tym, że biskupi nie mogą ignorować istnienia Franciszka. Powtarzam teraz »żarty się skończyły«, ale słowa te kieruję do niego. Dzisiaj to papież nie może udawać, że nie istnieją biskupi: polskie hierarchie, rzymskie kongregacje”.

No, panie papież – mówi sam redaktor Mikołajewski – żarty się skończyły! Albo się pan poprawisz, ale z Adamem i Jarkiem cofniemy ci poparcie. A wtedy – lepiej, żebyś nawet nie myślał, co się strasznego stanie.

Nie muszę mówić, jaka panika wybuchła w Watykanie po tym tekście. Kościół wiele zniósł w swojej historii, ale groźby redaktora Mikołajewskiego – no, tu już naprawdę strach się bać.

Redaktor Strzelczyk jest nieco łaskawszy. On aż tak bardzo polskim biskupom nie grozi, raczej ich poucza, choć całkiem surowo. Chodzi o list pasterski, dotyczący zagrożeń, jakie wynikają z ideologii gender, którego odczytanie z ambon zalecił Episkopat. Pan Strzelczyk się żadnego tam dżendera nie boi i uważa, że to nie o dżenderze powinno się słuchać w kościele przed wigilią. Redaktor Strzelczyk jest otwartym katolikiem i nie chce być indoktrynowany obawami przed jakimś tam wyimaginowanym zagrożeniem i opowieściami o bzdurnej wojence, jaką toczą biskupi. To o czym chciałby posłuchać? Może o zarządzaniu finansami? Bo pisze na swoim blogu w tekście, w którym obsobacza biskupów: „Jak się mają nasze rodziny? Większość wzięła kredyty. Dużo rodzi się dzieci. Ostatnio w »Tygodniku Powszechnym«, Michał Olszewski, pisał że wcale nie jest tak źle: »Mam fantastyczną rodzinę, jeździmy starym samochodem, dzieci chodzą do państwowych szkół i przedszkoli, spłacamy kredyt, co miesiąc uprawiamy ekwilibrystykę finansową, żeby domowy budżet wyszedł na zero«”.

A może jednak także o sprawach poważniejszych, bo redaktor Strzelczyk jest również, a jakże, oczytany w papieskich adhortacjach i najnowszą z nich przywołuje, pouczając na jej podstawie biskupów, tudzież szarych księży, jak należy konstruować kazania. Jest tu wprawdzie pewna sprzeczność. Bo przecież ten cały papież Franciszek nie jest jednak – jak wykazał red. Mikołajewski – taki fajny, zatem nie bardzo wiadomo, czy w końcu można się na niego powoływać, żeby edukować polskich biskupów, czy nie. W tej sprawie salon warszawsko-krakowski jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji.

Oczywiście cierpliwość ludzi wybitnych, takich jak red. Strzelczyk, też ma swoje granice. Ileż w końcu można słuchać tego biskupiego ględzenia, że istnieją jakieś tam zagrożenia kulturowe, że trwa jakaś walka z tradycją, z naturalnym ładem i naturalną koncepcją rodziny? Dlatego Błażej Strzelczyk w końcu stwierdza: „Tak prawdę mówiąc, mimo że wierzymy w Was i jesteśmy z Wami pamięcią, ostygł jakby nasz zapał. Czytamy te Wasze listy napełnieni smutkiem i powoli mamy już tego dość. Dlatego też proponujemy księżom, by jednak nie czytali waszego listu w ostatnią niedzielę tego roku. Chcemy w tym dniu posłuchać o Zbawicielu, Bogu i Ewangelii”. Ale, proszę zwrócić uwagę, pan Strzelczyk jednak zachowuje daleko posuniętą wstrzemięźliwość i się hamuje. Pisze „proponujemy”, a nie „żądamy”. Ludzki chłop.

Błażej Strzelczyk pisząc do biskupów używa pierwszej osoby liczby mnogiej, wypowiadając się w imieniu jakiejś bliżej nieokreślonej zbiorowości. Być może ma na myśli siebie, kolegów z redakcji oraz czytelników „Tygodnika Powszechnego”. Byłoby to w takim razie jakieś dwieście – ba, może nawet trzysta osób! W takim razie – pomyślałem sobie – może i ja napiszę do biskupów. Nie jestem wprawdzie wybitnym krakowskim redaktorem i mój głos nie ma takiej wagi, co głos red. Strzelczyka (nie jestem też z biskupami tak zakumplowany jak red. Strzelczyk, który pisze do nich „Drodzy Księża Biskupi”), ale wierzę, że i na moją wypowiedź księża biskupi spojrzą łaskawym okiem. Bo tak się akurat składa, że w sprawie listu o zagrożeniach dla rodziny i ideologii gender mam zdanie nieco odmienne niż Błażej Strzelczyk. A właściwie nawet nie nieco, ale mocno odmienne. List zatem – poniżej.  

 

 

Przewielebni Księża Biskupi!

 

Pragnę Wam bardzo podziękować za jasne i klarowne stanowisko w sprawie niebezpieczeństw, jakie wynikają z lewicowych, neomarksistowskich ideologii (w tym ideologii gender) dla tradycyjnych fundamentów, na jakich opiera się społeczeństwo. Na taki właśnie głos – jednoznaczny, stanowczy i nie pozostawiający wątpliwości – czekaliśmy. Bardzo ważne jest, żeby dotarł on do wszystkich wiernych, gdyż wielu z nich może nie rozumieć niebezpieczeństwa czy wręcz nie zdawać sobie sprawy z jego istnienia.

Ideologia gender, agresywne działania homoseksualnego lobby (a właściwie lobby, oznaczanego dziwacznym skrótem z kilku liter), lewicowe naciski w sferach, o których wspominacie w Waszym liście – wszystko to są czynniki, prowadzące do realizacji skrajnie groźnego projektu, jakim jest rozmontowanie społecznych więzi i zbudowanie na nowo społeczeństwa na modłę wyobrażeń i fobii garstki zadufanych w sobie aktywistów, chcących eksperymentować na żywym organizmie. To po prostu powtórka z marksizmu-leninizmu. Właśnie w takich razach głos Kościoła jest potrzebny i oczekiwany. I to głos jasny i jednoznaczny – tak – tak i nie – nie, bez rozmywania reguł i zasad.

Istnieje grupa ludzi, nazywających się również członkami Kościoła, którzy próbują Was pouczać w tych sprawach. Twierdzą, że problematyka, z jaką mierzycie się w swoim liście, jest marginalna, nie ma znaczenia i nie stanowi problemu. Jest to prawda w tym sensie, że mamy do czynienia z działaniami bardzo małej grupki, ale też jest to grupka relatywnie ogromnie wpływowa i stosująca wyjątkowo perfidne metody manipulacji. Ich aktywności nie można lekceważyć.

Skąd zatem apele, abyście się tymi kwestiami nie zajmowali? Wariant optymistyczny jest taki, że ich autorzy są zbyt mało przenikliwi, by dostrzec zagrożenie. Wariant mniej dla nich korzystny to ten, że doskonale zdają sobie z sprawę z konsekwencji i zagrożeń, ale w swoich apelach kierują się takimi czynnikami jak środowiskowe lojalności albo poprawność polityczna. Sens ich wypowiedzi sprowadza się do tego, aby Kościół nie zajmował stanowiska w jakichkolwiek sprawach poza ściśle teologicznymi.

Tymczasem Kościół ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek wypowiadać się w sprawach ważnych społecznie. Takie jest nasze oczekiwanie – niestety, w tym trudnym okresie zbyt rzadko spełniane. Tym bardziej cieszy wyraźny i stanowczy głos w sprawie ideologii gender. Nie tylko nie jesteśmy nim zniecierpliwieni, nie tylko nie mamy go dosyć, ale przeciwnie – czekamy na więcej.

 

Z wyrazami głębokiego szacunku

 

Łukasz Warzecha

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka