Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1968
BLOG

Zakon Czcicieli JarKacza

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 199

Pisałem już o tym kilkakrotnie przy różnych okazjach. Im dłużej jestem w Salonie24, tym mniej mnie to zjawisko irytuje, a bardziej fascynuje i zastanawia: Zakon Czcicieli JarKacza (ZCJK).

ZCJK ujawnił się w całej krasie przy okazji najnowszego sporu o Traktat Reformujący. Także na moim blogu, z tym że ponieważ większość wypowiedzi jego członków podpadała pod kryteria, które powodują u mnie skasowanie wpisu, więc zapoznać się z nimi już nie da. Ale łatwo można sobie odtworzyć, o co tam szło, bo te wypowiedzi, niezależnie od problemu, są zawsze na jedno kopyto: że pracuję dla Niemców, że zdrada, że wstrętne pismaki, że obce służby itd., itp. Nudne, powtarzalne, przewidywalne. Można by te komentarze konstruować na podstawie podobnego szablonu, jak ten słynny z Peerelu jeszcze, który pozwalał tworzyć dowolnie długaśne partyjne przemówienia i referaty.

Jednak ZCJK jest zjawiskiem mimo wszystko fascynującym, jak zresztą każda grupa ludzi, ocierająca się o fanatyzm, zwłaszcza gdy dotyczy on konkretnej osoby, a nie jakiejś idei. O ile to ostatnie można jeszcze jakoś pojąć, to fanatyczne i całkowicie bezkrytyczne przywiązanie do konkretnej osoby jest znacznie trudniejsze do ogarnięcia.

Przy czym trzeba zaznaczyć, kto do ZCJK nie należy. Otóż nie należy do niego większość czołowych polityków PiS. Tam motywacje są różne, ale dziś już głównie pragmatyczne, towarzyskie, lojalnościowe niż oparte na fanatycznym podziwie dla prezesa. Jedni są po prostu zawodowymi politykami i z tego żyją, a bez JK byliby nikim (Gosiewski czy Suski na przykład). Inni traktują PiS jako ugrupowanie najbliższe im ideowo, ale bez bałwochwalczej czci dla prezesa. Jeszcze inni kierują się swoistym ideowym pragmatyzmem: będąc w PiS-ie, wybierają mniejsze zło. Tu, w S24, też jest zresztą grupa osób, które kierują się tą właśnie motywacją. Do ZCJK nie należą także ci zwolennicy PiS, którzy mają swoje zdanie i otwarcie je wyrażają, nie stroniąc od krytyki prezesa i jego ugrupowania, gdy robią coś ich zdaniem niewłaściwego. Do tej kategorii należy zdecydowana większość publicystów, przez lewactwo uznawanych za niewolniczo wiernych PiS-owi - co jest dla tych publicystów bardzo krzywdzące.

ZCJK wybija się na tym tle niezwykłą karnością. To ludzie, którzy życiowo nie są prawdopodobnie w żaden sposób uzależnieni od PiS, a jednak wydaje się, że są uzależnieni psychicznie. I to nie tyle od PiS, co od samego prezesa. Zasada numer jeden głosi, że JarKacz ma zawsze rację. Choćby nawet rano stwierdził, że Tusk jest zbrodniarzem, a wieczorem, że jest dobrym partnerem do rozmowy, członkowie ZCJK nie ujrzą w tym żadnej sprzeczności. Uznają po prostu, że widocznie rano było tak, a wieczorem jest inaczej, skoro JK tam mówi. Ba, byliby w stanie szukać dialektycznych uzasadnień nawet gdyby JarKacz wystąpił nagle z tezą, że 2+2=5. Wydaje się, że prezes zahipnotyzował ich jak O'Brien Winstona pod koniec „Roku 1984". Jeśli JarKacz powie, że widzą pięć palców, to oni powiedzą, że to faktycznie pięć palców, choćby dla wszystkich innych były to cztery palce. Traktat reformujący kilka miesięcy temu był szczytowym osiągnięciem rządów PiS, dziś jest instrumentem zdrady narodowej, choć wynegocjował go de facto JarKacz. Dla członków ZCJK wszystko to jest spójne i logiczne.

Pierwsze przykazanie w ZCJK jest podobne do pierwszego przykazania mojżeszowego: JK jest jedyną wyrocznią i idolem. Nie PiS jako ugrupowanie, ale właśnie prezes. Dlatego wszelkie dysydenckie ruchy wewnątrz partii są dla ZCJK z góry podejrzane i godne potępienia. No, chyba żeby JK zdecydował się poprzeć któryś z nich.

Członkowie zakonu postrzegają rzeczywistość w kategoriach wszechogarniającego spisku, do którego należą w danym momencie wszyscy ci, którzy ośmielają się mieć zdanie inne niż prezes. Na blogu jednego z nich przeczytałem, że do spisku należy już aktualnie nie tylko „niemiecka prasa" i „GW", ale także „Rzeczpospolita" z Pawłem Lisickim, a nawet Piotrem Semką, który skrytykował stanowisko Kaczyńskiego w sprawie traktatu. To kolejna paralela do „Roku 1984". Obywatele państwa Wielkiego Brata gładko przełykali, że rano ich kraj prowadził wojnę z Eurazją w sojuszu z Oceanią i tak było podobno od zawsze, a wieczorem okazywało się, że wieczny był sojusz z Eurazją przeciwko Oceanii. Semka mógł być zawsze po stronie Kaczyńskiego, ale skoro teraz jest przeciwko niemu, choćby w jednym felietonie, to znaczy, że zawsze tak było. Na szczęście dla Macieja Rybińskiego, ZCJK jeszcze nie wykrył, że także on w jednym z felietonów w „Fakcie" skrytykował ostatnio JarKacza, tym razem za stanowisko w sprawie reprywatyzacji. Ale spokojnie, zakon to z czasem wykryje i dojdzie do jedynego słusznego wniosku: Rybiński także zdradził.

Oczywiście do spisku z definicji należy większość dziennikarzy, w tym zwłaszcza pracujących w mediach opartych na obcym kapitale. Przy czym z tajemniczych powodów „obcy kapitał" oznacza dla ZCJK właściwie wyłącznie kapitał niemiecki, a już np. nie brytyjski albo francuski. Dla członków ZCJK jest całkiem oczywiste, że owi „pismacy" nie mogą pisać tego, co naprawdę myślą, a może zresztą żadnego własnego zdania nie mają, tylko wykonują karnie nakazy płynące z Berlina. I biorą za to ekstra pieniądze.

W tym obrazie są oczywiście pewne niespójności. Np. Maciej Rybiński jest publicystą generalnie słusznym i przez członków ZCJK wielbionym (jeszcze - patrz wyżej). Pozostaje pytanie, jak to możliwe, skoro i on jest przecież na niemieckim żołdzie. Niejasna jest też np. sprawa z prof. Krasnodębskim, który pisuje również w „Fakcie" i, o zgrozo, ma za to płacone. No, ale takie drobnostki nie zajmują uwagi ZCJK. Oni te drobne anomalie w skrzętnie układanej we własnych głowach wizji rzeczywistości po prostu pomijają, skoro do tej wizji nie pasują.

Czciciele JK muszą się mieć wciąż na baczności. Ze wszech stron na ich cnotę dybią a to sowieccy agenci z WSI, a to sprzedajni publicyści, a to niemieckie media, a to znowu media realizujące jakieś mgliste interesy, a to układ z Kaczmarkiem i Krauzem, a to międzynarodowe żydostwo, a to Marsjanie. Wszyscy oni mają jeden cel: zniszczyć Polskę. Do tego celu udało im się już zaprząc około 50 procent Polaków, którzy deklarują poparcie dla Platformy Obywatelskiej.

Członkowie ZCJK wyznają ideę wojny totalnej. Wojna totalna od wojny rycerskiej różni się tym, że w wojnie totalnej żołnierz ma nienawidzić przeciwnika, widzieć w nim ucieleśnienie zła, tak aby nie miał skrupułów przed zabiciem go, nawet w najokrutniejszy sposób. Tak wojują członkowie ZCJK, choćby tylko werbalnie. Dla swoich przeciwników nie mają żadnego szacunku i odpowiednio do tego ich traktują. Dominują argumenta ad personam i to takie, których zbić nie sposób. Bo jeśli wygłasza się autorytatywnym tonem stwierdzenie, że ktoś pisze coś po prostu za pieniądze, wbrew własnym przekonaniom albo wcale ich nie mając - to jak można się przed takim oskarżeniem bronić?

Członkowie ZCJK szczerze nienawidzą. Personalnie nienawidzą zwłaszcza Donalda Tuska, prawdopodobnie bardziej niż Millera, Kwaśniewskiego i Stalina razem wziętych. Tusk wyrósł dla nich na jakiegoś antychrysta, naczelnego demona, zbrodniarza i bandytę. Oczywiście do czasu, gdy JarKacz nie wyznaczy nowego wroga. Dalej w hierarchii nienawiści są Władysław Bartoszewski, Radek Sikorski, Bronisław Komorowski. Zbiorowo nienawidzą szczególnie dziennikarzy (zgodnie z wytyczną JarKacza), z nielicznymi wyjątkami (jak się okazuje - coraz bardziej nielicznymi). Nienawidzą także biznesmenów, prywatnych przedsiębiorców, menadżerów i niektórych innych grup zawodowych.

Generalnie myśleniem członków ZCJK kieruje zasada, że wytyczną jest to, co powie prezes. Nie ma się własnych poglądów na poszczególne problemy - ma się pogląd prezesa. Najpierw się z nim zapoznaje, a dopiero potem dostosowuje własną argumentację. Jeśli nieopatrznie wygłosi się swoje zdanie zbyt szybko, a potem ono okaże się rozbieżne ze zdaniem JarKacza, własne wcześniejsze stwierdzenie uważa się za niebyłe - dokładnie jak u Orwella.

Zakon Czcicieli JarKacza przywodzi oczywiście na myśl pewne nieprzyjemne skojarzenia historyczne, ale to błędna analogia. W historii zdarzało się wiele takich fenomenów, nie tylko w XX wieku, gdy jakaś postać zyskiwała podobnie fanatycznych zwolenników. Dla mnie fascynujące jest jednak to, że oni są dziś tak blisko i z tak bliska mogę przyglądać się ich poczynaniom. Żałuję, że tej konkretnej grupy nie zbadał dotąd żaden socjolog lub psycholog. Byłoby to bardzo interesujące studium.

Zachodzę też w głowę, jak zachowaliby się niektórzy z nich, gdyby z wirtualu nagle przenieśli się do realu. Gdyby na przykład spotkali się ze mną twarzą w twarz w nieformalnych okolicznościach. Gdyby byli w stanie przez tydzień czy miesiąc obserwować pracę moją i moich kolegów i ze zdziwieniem skonstatowaliby, że nie ma na mnie żadnych nacisków ani nikt nie wydaje mi rozkazów. Podejrzewaliby szeroko zakrojony spisek czy może coś by i zaświtało?

Jedno jest w tym wszystkim najzabawniejsze. Jeden z moich znajomych, publicysta uznawany powszechnie za prawicowego, wygłosił ostatnio opinię, że JarKacz otacza się wyłącznie ludźmi, którymi sam w głębi gardzi. Zgadzam się. W głowie obija mi się słynne stwierdzenie Jacka Kurskiego o „ciemnym ludzie" oraz nieco wcześniejsze sformułowanie towarzysza Iljicza: polieznyje idioty. Jarosław Kaczyński jest inteligentnym, momentami cynicznym politycznym wygą. Członkowie zakonu jego czcicieli są dla niego w swojej pseudoprzenikliwej naiwności tym samym, czym dla Lenina byli pożyteczni idioci z Zachodu: politycznym mięsem armatnim.

P.S. Każdy, kto czyta ten tekst bez zbędnych emocji, łatwo dostrzeże, że nie jest on skierowany w żaden sposób przeciwko PiS-owi ani jego prezesowi. Opisuje jedynie pewną grupę zwolenników tychże. Czy sam Kaczyński odpowiada za to, jakich ma zwolenników? Sądzę, że w dość ograniczonym zakresie. Właściwie inni partyjni liderzy powinni mu zazdrościć, że są wśród nich całkiem spore zastępy ludzi o mentalności karnych żołnierzy. 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka