Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
2673
BLOG

Prezydent mimo woli

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 27

 

Mam wątpliwości, czy pisać o roku prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Po pierwsze, dopiero co znęcałem się nad prezydentem w związku z jego kolejną sondażową klęską. Po drugie, salonowi koledzy już podsumowali, i na dodatek wszyscy w podobnym tonie.

Jednak nie mogę sobie darować, choćbym się i miał powtarzać, bo jak mnie coś uwiera, to nie będę się wstrzymywał.

A Lech Kaczyński uwiera mnie chyba najbardziej. Nie żeby tyle złego narobił. Ale jego prezydentura to jeden wielki zawód i jedna wielka nieporadność. Dla mnie sprawa jest ewidentna: Lech Kaczyński został prezydentem wbrew swoim naturalnym predyspozycjom, wbrew temperamentowi, charakterowi i – choć to może najmniej – wbrew kompetencjom. Kaczyński czuje się w swojej roli źle i widać to na każdym kroku. A że nie chce słuchać żadnych speców od wizerunku, imidż ma fatalny. Efekt jest, powiedzmy szczerze, wprost tragiczny.

Żeby nie było jednostronnie – najpierw plusy.

1. Nie ma mowy o żadnych schorzeniach goleni prawej, o cwaniactwach, o całowaniu ziemi kaliskiej i tym podobnych żenujących i skandalicznych wybrykach. O brataniu się z Kulczykami i wchodzeniu w niejasne powiązania towarzyskie. Moja ocena: 5.

I to by było tyle, jeśli chodzi o plusy. A teraz minusy.

1. Absolutny i największy minus: polityka zagraniczna. To miała być dziedzina należąca do prezydenta, w której miał brylować. Nie bryluje. Porusza się nieporadnie, nie mając tak naprawdę pojęcia o skomplikowaniu stosunków międzynarodowych. Jest zawstydzony, nieporadny, brak mu pewności siebie, także dlatego, że nie mówi nawet po angielsku. Nie słucha kompetentnych doradców. Sprawy takie jak polska koncepcja konstytucji europejskiej leżą kompletnie odłogiem. Brak wizji, brak nawet klarownej taktyki. O groteskowych klęskach takich jak „afera kartoflana” przez miłosierdzie nie wspomnę. Ocena: 1+.

2. Upartyjnienie urzędu. Pisze o tym obok Igor Janke i ma absolutną rację. Lech Kaczyński doszedł widocznie do wniosku, że nie będzie się bawił w hipokryzję i udawał, że jest bezstronny. Może i to szczere, tylko że jestem głęboko przekonany, że wyborcy akurat od prezydenta oczekują czegoś zupełnie innego. Na dodatek, tak jak Katon, który niezależnie od tematu swojej przemowy, kończył każdą słowami: „…i uważam, że Kartaginę należy zburzyć”, tak Lech przy każdej okazji, choćby była mowa o ubezpieczeniach rolników albo losie bezdomnych kotów, dorzuca: „A wszystkiemu winna Platforma”. Nosi to wszelkie znamiona obsesji. Ocena: 2-.

3. Brak polityki wewnętrznej. Tu przyjmuję częściowo tłumaczenie samego prezydenta, że w czasie, gdy rząd jest z tej samej opcji, głowie państwa trudniej jest zaznaczyć swoją obecność. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby występować z inicjatywami ustawodawczymi. Ile ich dotąd było? Ze trzy? W tym jeden znaczący projekt, dotyczący WSI. Ocena: 3-.

4. Ludzie prezydenta. Absolutna pięta achillesowa Lecha Kaczyńskiego. Beznadziejna i żenująca Anna Fotyga to jego wybór. Skłócony babiniec w Kancelarii Prezydenta – takoż. Nieporadny organizacyjnie, za to dobry w intrygach i świetny w autopromocji Andrzej Urbański – również. Przez 10 miesięcy nie obsadzony pozostawał ponoć kluczowy fotel szefa BBN. Ocena: 2.

5. Współpracownicy, doradcy, ośrodek opiniotwórczy. Gdzie to wszystko jest? Miały być narady intelektualistów, miał być profesjonalny think-tank, miały być publiczne dyskusje o najważniejszych problemach kraju. Tymczasem jest klapa, a ludzie kompetentni, jeśli nawet uda im się w końcu przebić przez cerberów, zazdrośnie strzegących drzwi prezydenckiego gabinetu i zostaną w końcu wysłuchani, na ogół obserwują potem, jak prezydent postępuje dokładnie wbrew ich sugestiom. I więcej nie przychodzą. Ocena: 1.

6. Wizerunek – obok polityki zagranicznej i współpracowników trzecia największa wtopa Lecha Kaczyńskiego. Nie chcę się już pastwić, a jak jest, każdy widzi. Ocena: 1.

Obliczmy arytmetyczną średnią. Wychodzi 2,1. Za mało nawet na 2+.

Do końca kadencji cztery lata. Czy brat będzie wtedy namawiał prezydenta, żeby ponownie kandydował? Pewnie tak. Oczywiście sensowniej byłoby wysunąć kandydaturę jakiegoś medialnie zdolnego i profesjonalnego konserwatywnego polityka. Ale tak się pewnie nie stanie, bo do nikogo takiego Jarosław nie będzie mieć zaufania. Oj, to będzie malownicza klęska.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka