Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
18862
BLOG

Ks. Bérier jak nazista, czyli anatomia manipulacji

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 112

 

Manipulacja to mediów chleb codzienny. Nie dziwi nic, ale czasem trudno powstrzymać się przed rozłożeniem takiej manipulacji na czynniki pierwsze, zwłaszcza jeżeli uderza  w kogoś, kto nie za bardzo jest w stanie się bronić.

Najnowszą ofiarą „Gazety Wyborczej” oraz portalu o parówach padł ks. Franciszek Longchamps de Bérier w związku z wywiadem na temat in vitro, udzielonym „Uważam Rze”. Przy czym zaznaczam, że mój tekst nie dotyczy samej problematyki in vitro i dyskusja pod nim także nie tego powinna dotyczyć. Przyjmijmy, że każda strona ma w tym sporze swoje racje i nie chodzi teraz o to, aby je roztrząsać. Chodzi o anatomię manipulacji.

Zaczęło się od napastliwego, niezwykle agresywnego listu, który opublikowała „Wyborcza”. Zabawne jest w tym liście zestawienie stwierdzenia „Wszystkie epitety i słowa krytyki, które za chwilę padną z mojej strony pod adresem ks. prof. de Bérier, nie są przejawem żadnego bezrefleksyjnego antyklerykalizmu” z jego agresywną, arogancką, momentami chamską tonacją. List jest zbiorem połajanek, wyzywania od nazistów i powielania kliszy o „mowie nienawiści”.

Nie wiem, czy list napisał faktycznie ojciec dziecka poczętego w probówce. Jeśli tak było, to z całą pewnością mamy do czynienia z osobą fundamentalnie uprzedzoną. Autor listu albo nie czytał w ogóle wywiadu, do którego się odnosi, albo – jeśli czytał – świadomie manipuluje jego treścią, wyrywając całkowicie słowa ks. Bérier z kontekstu. Możliwe też, że – zdając sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie z sobą in vitro, człowiek ów popada w samozaprzeczenie, przemieniające się w agresję wobec każdego, kto mu o tym ryzyku przypomina.

Podstawowy zarzut rzekomego ojca dotyczy następujących słów ks. Bérier: „Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka, wiedzą już, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych”. Pisze o nich: „Powyższe zdanie to szczyt nikczemnej retoryki, czyli już nie »słyszałem, że są tacy lekarze« lub »mówiono mi, że są tacy lekarze«, ale po prostu są tacy lekarze”. Nie bardzo rozumiem, czemu stwierdzenie „są tacy lekarze” ma być nikczemne. Autor listu tego nie wyjaśnia.

Stwierdza też, że ksiądz nie powołuje się na żadne konkretne badania, a zespoły wad genetycznych, o których wspomina, podobno nigdzie się nie pojawiają poza „paranaukowymi” opracowaniami. Nie wiemy niestety, jakie kompetencje ma ów ojciec, aby w tak stanowczych słowach oceniać te informacje. Czy sam jest genetykiem? Czy ma choć stopień doktora nauk medycznych? Czy może po prostu „tak uważa”? Podstawy, aby dyskredytować tezy ks. Bérier ma więc nie mocniejsze niż sam ksiądz, aby użyć stwierdzenia „są tacy lekarze”.

Zobaczmy, jak wygląda pełny fragment wywiadu:

 

Ale przecież wielu bezpłodnym małżeństwom [in vitro] daje dziecko…

Tak, ale jakim kosztem i jakie dziecko? Dlaczego patrzymy na in vitro głównie z perspektywy rodziców, a rzadko z punktu widzenia tego dziecka, które przyjdzie na świat? To przecież nie jest przedmiot. My je wprawdzie wyprodukujemy, ale ono jest osobą. Jest podmiotem i spójrzmy na świat jego oczyma. Ja ono się będzie ustosunkowywało do tego, co się zdarzyło? Do tego, czym je obdarzymy?

A czym możemy je obdarzyć?

Na przykład możemy je narazić na poważne wady genetyczne – właśnie przez poczęcie w wyniku in vitro, a nie w naturalnym, ludzkim środowisku. Dopiero co byliśmy przy dyskusji o wadach genetycznych, które są przesłanką do aborcji. Do jej dopuszczalności. Przypomnijmy, że aborcja jest w Polsce zakazana, ale są trzy wyjątki: zagrożenie życia matki, ciąża z przestępstwa i wady genetyczne płodu. Tych drugich nie jest wiele, inaczej w przypadku tych ostatnich. W skrócie: dla dobra dziecka zabijmy je.

Jak to się ma do zapłodnienia pozaustrojowego?

Okazuje się, że są takie zespoły wad genetycznych, które wielokrotnie częściej występują u dzieci z in vitro niż u tych poczętych w sposób naturalny, zwłaszcza cztery takie zespoły: Pradera-Williego, Angelmana, Silvera-Russella oraz Wiedemanna. Dziecko z zespołem Pradera-Williego może mieć na przykład opóźnienie rozwoju mowy, małogłowie, charakterystyczne cechy morfologiczne twarzy. Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych. […]

Ale przecież wady genetyczne występują też u dzieci poczętych w sposób naturalny…

Oczywiście – i o tym mowa, znacznie rzadziej”.

 

Jeżeli w tych stwierdzeniach autor listu dostrzega stygmatyzację, echa nazizmu, pogardę itd., to albo jest niespełna rozumu, albo dopuszcza się świadomej, aroganckiej manipulacji, kierując się własnymi uprzedzeniami. W gruncie rzeczy bowiem mamy do czynienia z deklaracją szczególnej troski i obawy o dzieci urodzone w wyniku procedury in vitro.

Nawet jednak gdyby list nie zatrzymywał się na jednym wyrwanym całkowicie z kontekstu zdaniu, i tak nie uzasadniałoby to ciężkich oskarżeń w nim zawartych. Można by – na gruncie badań – spierać się, czy faktycznie istnieje cecha, pozwalająca natychmiast rozpoznać doświadczonemu medykowi dziecko z in vitro, ale mieć pretensję, że takie stwierdzenie pada, to jakby wyrażać oburzenie stwierdzeniem: „Murzyna poznać po tym, że ma czarną skórę” albo oburzać się, że jesteśmy w stanie na podstawie wyglądu rozpoznać dziecko cierpiące na zespół Downa. Absurd.

Ksiądz Bérier odpisał autorowi listu w bardzo spokojnym i rzeczowym tonie. Muszę przyznać, że podziwiam duchownego za opanowanie, jako że atak na niego był wyjątkowo agresywny. Ciekaw jestem, czy jego autorowi starczy odwagi, aby spotkać się z księdzem – który sam do tego zachęca – i już bez pośrednictwa „Gazety” powiedzieć mu to, co w niej napisał.

Na tym się jednak nie skończyło, bo temat rzekomo stygmatyzujących stwierdzeń księdza podjął parówkowy portal Machały. Już sam tytuł jest manipulacją, bo sugeruje, że określenie „niegodziwe” dotyczy dzieci poczętych z in vitro. Lead nie pozostawia wątpliwości: skoro ksiądz powołuje się na naukowców, to tych naukowców należy „sprawdzić”, bo może to jacyś szarlatani.

W całym tekście nie ma do nich jednak ani jednego merytorycznego, naukowego zarzutu. Nie zakwestionowano żadnej z tez z wywiadu. Ale wykryto coś znacznie gorszego. Oto pani prof. Midro „jest częstym rozmówcą pism katolickich”, a to już czyni z niej osobę podejrzaną. Co innego, gdyby była częstym rozmówcą Tok FM lub „Wyborczej”. Z kolei konferencja „Otoczmy troską życie” miała skandaliczny przebieg: „Oba dni konferencji rozpoczęły się mszą świętą. Jedną z nich odprawiał biskup białostocki. Na konferencji występowali lekarze oraz księża. Dwudniowe spotkanie zakończył koncert dedykowany Janowi Pawłowi II”. Gdyby występowała tam Wanda Nowicka, a konferencję zakończył koncert Nergala, można by się na nią powoływać, ale tak? No i wreszcie państwo Cebrat, on mikrobiolog, ona biolog molekularny. „[Stanisław Cebrat] Od lat głosi, że in vitro to nie nauka, ale wyłącznie biznes. Twierdzi że zapłodnienie pozaustrojowe powinno być zakazane, ponieważ jest bardzo groźne. Według niego wielki biznes ukrywa informacje o szkodliwości in vitro. Małgorzata Cebrat jest biologiem molekularnym z wrocławskiego oddziału Polskiej Akademii Nauk. Fronda Tomasza Terlikowskiego zaprasza na wywiady [powinno chyba być „wykłady”] dr Cebrat na temat »manipulacji genetycznych w in vitro«”. No, skoro na wykłady pani profesor zaprasza „Fronda”, to wiadomo, co myśleć. Gdyby zapraszała „Krytyka Polityczna”, to byłaby inna rozmowa.

Nagonka na księdza Bérier to oczywiście tylko jedna z wielu podobnych akcji. Czasem jednak trzeba się nad takim przykładem zatrzymać. Rozbiór manipulacji na czynniki pierwsze pozwala się na nią uodpornić. 

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka