Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
17377
BLOG

Lemingom matrix się zaciął

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 194

 Mecz z Czechami był klęską, co było oczywiste nawet dla mnie, osoby kompletnie się na piłce nożnej nie znającej. Znacznie ciekawsze jest z mojego punktu widzenia, jakie mogą być jego skutki w sferze społecznej i politycznej.

Głównym obiektem troski rządowych speców od piaru będą oczywiście lemingi, bo to spora część potencjalnego elektoratu PO. Tu, dla ścisłości, podaję zgrubną definicję leminga, żeby nie było nie porozumień. Leming to osoba łatwo sterowalna, przyswajająca bezrefleksyjnie podsuwane jej przez media schematy, przy czym całe mistrzostwo manipulowania lemingiem polega na tym, aby był przekonany, że wyraża własne, głęboko przemyślane opinie. Leming w sytuacjach bardziej skomplikowanych się gubi, zwłaszcza gdy doznaje dysonansu poznawczego (jak np. w przypadku doniesienia Alvina Gajadhura na Wojewódzkiego i Figurskiego w związku z rasistowską odzywką). Musi wtedy poczekać, aż któryś z ośrodków kreowania opinii poda mu gotowca (może to być TVN24, „Gazeta Wyborcza” bądź oficjalny czynnik w postaci choćby rzecznika rządu).

Lemingi zostały nakręcone kampaniami „Polska jest OK i fajna” (spór pomiędzy dwoma prorządowymi tygodnikami o to, który jest bardziej prorządowy, to temat iście barejowski). Przekaz piarowy rządu miał kilka głównych wątków.

Wątek pierwszy: nie wolno krytykować przygotowań do Euro, bo oznacza to podważanie sensu samej imprezy i działanie na niekorzyść kraju.

Wątek drugi: Euro nie ma żadnego kontekstu politycznego, jest wielkim świętem wszystkich Polaków, a jeżeli ktoś wątki polityczne próbuje tu wprowadzać, to jest psujem i malkontentem.

Wątek trzeci: Euro jest kluczowe dla stworzenia korzystnego wizerunku Polski, a prawdę o tym, jak jest w kraju podają uczciwe, zagraniczne media. Uczciwe oczywiście, o ile nas chwalą.

Wszystkie te wątki zawierają w sobie fałsze i przekłamania.

Wątek pierwszy utożsamia dobro kraju z niekrytykowaniem partii rządzącej i jej nieudolności. To nie ma nic wspólnego nie tylko z logiką, ale i ze zdrowym rozsądkiem. Lemingi tego oczywiście nie rozumieją. Nie byłyby też w stanie wskazać, dlaczego w czasie rządów PiS krytyka rządu nie była jednocześnie krytyką państwa, a teraz jest.

W wątku drugim kryje się wewnętrzna sprzeczność: rząd chętnie przyjmuje jak najbardziej polityczną korzyść w postaci poparcia, związaną z rzekomym sukcesem przygotowań. Nie będzie się przecież uchylał od przypisywania mu tej zasługi w następstwie wysilonego piaru. Zarazem zasługi rządu PiS w zdobyciu Euro zostały wymazane z historii.

W wątku trzecim mamy granie na olbrzymich kompleksach, cechujących większość populacji lemingów. To zresztą kwestia treningu: lemingi od dawna się naucza, że prawdziwa wielkość kraju mierzona jest liczbą pochwalnych artykułów, zwłaszcza w prasie niemieckiej. W ten sposób w ich umysłach następuje utożsamienie liczby pochwał z faktycznym znaczeniem i siłą państwa, co w rzeczywistości nie ma ze sobą nic wspólnego.

Gdy pisałem tekst o grillowym patriotyzmie, posypały się na mnie gromy. Grillowi patrioci, o których pisałem, to w znacznej części ci, których rozpaliły akcje „Polska jest fajna i OK”. Porażka Polaków jest dla nich psychicznym problemem. Z jednej strony nakręceni przez piar, mieli ogromne oczekiwania i w naturalny sposób są wściekli, że się one nie spełniły. Powierzchowność ich patriotycznego uniesienia objawiła się w dość przykry sposób – osoby, wracające wieczorem przez centrum miasta wspominały o powyrzucanych polskich flagach. Dla grillowych patriotów barwy narodowe okazały się tylko chwilowym gadżetem. Pozostaje mieć nadzieję, że nie było to działanie masowe.

Z drugiej – mają poczucie, że nie mogą natychmiast odwrócić się do Euro plecami, bo wielki sukces, bo autostrady, bo piszą o nas… Więc jakoś swoją frustrację związaną z porażką muszą upchnąć i skanalizować.

Tuż po zakończeniu meczu z Czechami, napisałem na Twitterze: „Jedna satysfakcja: że nadęty premierek nie będzie mógł sobie wycierać gęby nie swoim sukcesem”. Znaczenie tego stwierdzenia wydaje się oczywiste: w obliczu przegranej widzę tylko jedną korzyść – że jest to poważny problem dla strategii PR rządu. Szybko jednak ten tłyt został podchwycony przez masę sfrustrowanych lemingów, które uznały, że Warzecha raduje się z porażki polskiej drużyny. Cóż, czytanie ze zrozumieniem oraz spokojna analiza nie są mocnymi stronami lemingów. Jak to określił jeden z tłyterowiczów – po przegranej lemingom matrix się zaciął i musiały jakoś odreagować. Zostałem w ten sposób czarnym charakterem Euro i głównym winnym wszystkich nieszczęść. Zły jestem na siebie tylko za to, że przypadkiem odegrałem rolę jednego z odgromników w planie awaryjnym Igora Ostachowicza.

Dla każdego, kto choć trochę politykę rozumie, jasne jest, że klęska polskiej drużyny problemem oczywiście dla rządu jest. Spada zainteresowanie mistrzostwami, a więc trudniej nimi przykryć niewygodne tematy. Spada poziom satysfakcji i zadowolenia, a więc boleśniej odczuwa się codzienne problemy. Rosną złe emocje. Wszystko to dzieje się, rzecz jasna, gdzieś na granicy świadomości, ale fachowcy od piaru wkalkulowują to w swoje równania bezbłędnie. Będą teraz musieli w jakiś sposób wyrównać ten deficyt.

Zrobić to można na kilka sposobów.

Po pierwsze – wzmocnienie przekazu, że liczy się sama impreza, że trzeba się nią cieszyć, słowem – „Polacy, nic się nie stało”. Będzie festiwal cytatów z zachwyconych zachodnich mediów, może postraszenie złą opozycją.

Po drugie – pójście za ciosem: pan premier się wścieka i – albo jeszcze w trakcie Euro, albo tuż po (raczej tuż po, żeby rozłożyć dobrze tematy przykrywkowe) przypuszcza atak na PZPN. Mamy przez co najmniej miesiąc stary cyrk: próby wprowadzenia komisarza, kłótnie z UEFA, premiera, grzmocącego pięścią w stół. I kolejny miesiąc jest wypełniony jałowym słowotokiem, z którego na koniec i tak nic nie wyniknie.

Po trzecie – przyjęcie postawy obronnej. Nie było źle, a kto twierdzi inaczej, ten chce pogrążenia Polski w oczach świata, itd., itp.

Sam stawiam na drugi wariant, choć oczywiście mogę się mylić.

Jedno jest pewne: plan był inny i dla speców od piaru rządzącej ekipy stanowi to pewien problem. Ale nie łudźmy się – nie jest to problem bardzo poważny.

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka