Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
11626
BLOG

Nietykalni święci

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 198

 Warto się zatrzymać przy sprawie programu Jana Pospieszlaskiego „Bliżej”, poświęconemu wprowadzeniu stanu wojennego. Pojawił się tam również wątek Bronisława Geremka. W następstwie zadziałał specyficzny mechanizm, jak niegdyś po publikacjach na temat Lecha Wałęsy.

Przypomnijmy: w programie pokazano fragment nowego filmu Grzegorza Brauna „Towarzysz generał idzie na wojnę”, w którym mowa jest o dokumencie z archiwum Stasi, relacjonującym rozmowę Stanisława Cioska, ówczesnego ministra ds. związków zawodowych, z Geremkiem. W trakcie tej rozmowy Geremek miał sugerować, że po wprowadzeniu przez władzę rozwiązania siłowego, możliwe byłoby odrodzenie wolnych związków zawodowych w bardziej układnej formule, bez radykałów i „Matki Boskiej w klapie”, być może z Wałęsą. Dokument miał powstać na podstawie relacji samego Cioska. Co warto podkreślić – choć wielokrotnie odzywały się głosy, że jest to fałszywka, nie zostało to nigdy naukowo dowiedzione. Były to jedynie głosy publicystyczne, nie oparte na żadnych dowodach.

Co by to oznaczało, gdybyśmy żyli w normalnym kraju? Po pierwsze – jeden dokument z niemieckiego archiwum nie jest także niepodważalnym dowodem. Raczej ciekawym punktem wyjścia do dalszych badań i dociekań. I tak tylko należy go potraktować.

Z drugiej jednak strony nie jest to żaden powód do podnoszenia larum i używania wielkich słów o hańbie, kalaniu itp. Jeśli ktoś uważa, że wyciąganie tego dokumentu jest bezzasadne albo potrafi w naukowy sposób wskazać, dlaczego nie może on być prawdziwy, niech przedstawi swój pogląd.

Ludzie – także ci zaangażowani w opozycję – nie byli przecież herosami bez skazy. Ich życiorysy są skomplikowane, a ich drogi bywają poplątane. Ktoś w jakimś okresie mógł być oportunistą, mógł nawet wejść we współpracę, żeby potem w innych momentach zachować się bardzo przyzwoicie. Jak sądzę, nikt rozsądny nie może twierdzić, że sam Lech Wałęsa poprzez okres swojego życia, opisany w książce Cenckiewicza i Gontarczyka, oraz czas sprawowania urzędu prezydenta, kompletnie przekreślił swoje inne dokonania. Tyle że jego pomnikowy wizerunek już dawno spękał i skruszał. I dobrze – dla mnie Wałęsa stał się przez to o wiele ciekawszą postacią. (Choć nie mam wątpliwości, że w filmie Wajdy nie zostanie z tego nic.)

Nie zajmuję się tutaj jednak oceną dokumentu, pokazanego w filmie Brauna, bo to sprawa dla historyków, a nie publicystów. Publicyści mogą skonsumować dopiero rezultat badań. Na razie mamy – znany już zresztą od paru lat – papier z niemieckich archiwów, sporządzony na użytek wewnętrzny. Na jego podstawie można stawiać ostrożne tezy, pamiętając, że historycy mogą zweryfikować w przyszłości jego autentyczność.

Tymczasem co dostajemy? Rzecz jasna, uaktywnia się „Gazeta Wyborcza”, piórem samego faktycznego naczelnego, czyli Jarosława Kurskiego. W komentarzu – w którego tytule słowo „Profesor” jest zresztą napisane wielką literą, co bardzo charakterystyczne (to taki gazetowowybroczy system czczenia salonowych świętych) – Kurski sięga po klasyczny dla swojego pisma arsenał środków stylistycznych: „[…] Nie pierwszy to raz weterani IV RP plują na groby ludzi, którzy sami obronić się już nie mogą. Robią to z intencją, że znużona tym opinia publiczna w końcu przywyknie i wówczas błoto zacznie się przyklejać. Być może mowa nienawiści to cena demokracji i wolności, o którą sam Geremek walczył m.in. jako więzień stanu wojennego? […]

Nie wiem tylko, jak program Pospieszalskiego można godzić z misją telewizji publicznej? Chyba że przyjąć, że »misją TVP« jest odzieranie z godności zmarłych bohaterów polskiej rewolucji wolnościowej”.

Czyli charakterystyczna dla takich sytuacji w „GW” egzaltacja i styl „Trybuny Ludu”. Zamiast rzeczowej dyskusji, frazesy o pluciu i poniewieraniu. Cel jasny i absolutnie czytelny: grzebanie w przeszłości salonowych świętych jest zabronione. Dokładnie tak samo „Wyborcza” zachowywała się w przypadku Cenckiewicza, Gontarczyka czy Zyzaka.

Nawiasem mówiąc, Kurski mocno naciąga fakty, pisząc w komentarzu, że „Program miał być o 13 grudnia, ale był o Bronisławie Geremku – znienawidzonym przez prawicę współtwórcy polskiej demokracji”. Każdy, kto ten program widział, wie, że wątek Geremka pojawił się w 28. minucie 41-minutowej audycji (czyli w trzech czwartych), po czym nastąpił ostry spór na jego temat między Andrzejem Celińskim a Bronisławem Wildsteinem, dotyczący raczej odbioru samej sprawy, a nie przeszłości Geremka. Ale tego typu naginanie rzeczywistości to norma.

Gdyby jednak chodziło tylko o gazetę, nie byłoby tragedii. W końcu nikomu nie można zabronić się kompromitować. Na tym się jednak nie skończyło. Wkrótce odezwał się prezes TVP Juliusz Braun, wydając – już po pierwszych groźnych pomrukach nasrożonego salonu – czołobitny i hołdowniczy adres przepraszający, skierowany do Fundacji im. Geremka. Wyjątkowo uderzający jest kontrast pomiędzy reakcją Brauna na sprawę Geremka a wielotygodniowym brakiem reakcji na sprawę Nergala. Prezes TVP za zatrudnienie tego ostatniego nigdy nie przeprosił; przyznał jedynie, że jego zatrudnienie „było błędem”, ale i to po tygodniach młotkowania z wielu stron. (Tu pozdrawiam Krzyśka Leskiego, który na Twitterze usiłował mi wmawiać, że te reakcje są porównywalne.)

Napisał Braun: „Działalność tego wielkiego Polaka [Bronisława Geremka] zawsze darzyłem wielkim szacunkiem, traktując znajomość z Nim jako honor i wyróżnienie. Niestety, audycja wyemitowana 8 grudnia naruszyła nie tylko zasady rzetelności dziennikarskiej, lecz także reguły zwykłej ludzkiej przyzwoitości. […]

Treści zawarte w audycji wyemitowanej niemal w przeddzień 30. rocznicy stanu wojennego, zniesławiające pamięć Człowieka o wielkich zasługach dla Polski i Europy, nie znajdują usprawiedliwienia […]”.

Tu wypada spytać, w jaki sposób TVP ma realizować misję, której częścią jest również prezentowanie rezultatów badań historycznych – w tym także tych dla niektórych niewygodnych – jeśli jej prezes uznaje niektóre postaci historyczne za „wielkich Polaków”, którzy – jak można rozumieć – są objęci immunitetem od historycznych dociekań? Chciałbym się także dowiedzieć, w jaki sposób audycja Pospieszalskiego naruszyła „zasady zwykłej ludzkiej przyzwoitości”, bo ja, jako żywo, takiego naruszenia nie dostrzegłem. Ostatni cytowany akapit jest świadectwem tak strachliwej czołobitności, że miłosiernie powstrzymam się od jego komentowania.

Piszę o tym wszystkim nie dlatego, że chciałbym, aby o Bronisławie Geremku można było teraz mówić jako o „zdrajcy”. Daleki jestem od wyciągania takich wniosków z jednego papieru. Nie mogę natomiast zgodzić się na to, aby istnieli w najnowszej polskiej historii jacyś z góry zadekretowani święci, których przeszłości nie można badać, których nie wolno tykać, których pomnikowości nie wolno kwestionować, a jeśli ktoś się na to odważy, zostanie obrzucony obelgami i ustawiony na pozycji osoby, która „plugawi”, „opluwa”, „zniesławia”, a więc nie ma sensu z nią dyskutować. Przećwiczyliśmy to w przypadku książek o Wałęsie. Teraz mamy powtórkę w mniejszej skali, więc warto sobie powtórzyć, na czym polega w takich sprawach normalność. 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka