Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
6757
BLOG

Dziś ten mit jest potrzebny

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 116

Już kilka razy pisałem w Salonie24 o Powstaniu Warszawskim. Nie chcę tego powtarzać – kto zechce, może znaleźć moje teksty. Jeśli komuś nie chce się szukać – streszczam tylko swoje poglądy w paru punktach.

1. Powstanie Warszawskie w sensie militarnym było klęską i dowódcy mieli wszelkie przesłanki, aby przewidzieć taki jego przebieg. To się nie mogło udać.

2. PW było klęską także dlatego, że przyczyniło się do niewyobrażalnych zniszczeń w tkance materialnej polskiej stolicy, które po wojnie ułatwiły odbudowanie jej według chorych, komunistycznych schematów architektonicznych. Spowodowało również utratę ogromnej liczby niemożliwych do odtworzenia dzieł sztuki. Przede wszystkim zaś zginęła w nim masa wspaniałych, młodych Polaków, którzy – gdyby przeżyli – rozbijaliby komunizm od środka, poprzez samą swoją hierarchię wartości. W tym sensie PW było prezentem dla komunistów.

3. Bezdyskusyjne jest bohaterstwo i odwaga uczestników powstania, jednak do jego architektów politycznych i militarnych należy stosować inne kryteria. Od nich nie wymaga się głównie bohaterstwa, ale rozwagi i rozsądku. Tych zabrakło.

4. Mit PW odegrał olbrzymią rolę w podtrzymaniu ducha w czasach Peerelu. Należy jednak odróżnić skutki PW post factum, i do tego nie planowane, od jego skutków czysto militarnych czy politycznych.

Oczywiście zawsze będą kwestie sporne. Dobrze pamiętam dyskusje, jakie toczyłem tutaj o możliwości powstrzymania wybuchu powstania, o zamiarach Niemców wobec Warszawy, gdyby PW nie wybuchło i o wielu innych kwestiach, co do których wciąż spierają się historycy, a możliwych jest wiele różnych interpretacji. Tu zgody na razie nie ma i pewnie nigdy już nie będzie. I w tej żywej dyskusji też widzę naszą siłę: PW jest dla nas ciągle żywe, nie zmieniło się w martwe kartki z podręcznika historii.

Tutaj dochodzę do swojego dylematu z powstaniem (o nim zresztą także już pisałem): jak z jednej strony nie zmarnować i nie zniszczyć mitu, który z pewnością jest potrzebny, nawet niezbędny, z drugiej jednak nie zabić rozsądnej, krytycznej dyskusji. Osobiście mogę żałować, że Polacy nie są mniej romantycznie rozbuchani, a bardziej przyziemni i realistyczni jak Czesi. Nie ja pierwszy i zapewne nie ostatni. (Uwielbiam monolog głównego bohatera „Jeziora Bodeńskiego” Dygata, gdy ten usiłuje przedstawić międzynarodowym słuchaczom sens polskości, wygłaszając wykład „Mój naród i ja”. Polecam.) Wygląda jednak na to, że nic się z tym nie da zrobić. Zawsze pozytywiści i zwolennicy zimnego rozsądku mieli w Polsce ciężko. Genialnie ujął to w swojej piosence „Margrabia Wielopolski” Przemysław Gintrowski, wkładając w usta Polakom, zwracającym się do Wielopolskiego, następujący tekst:

 

Myśmy ciemni, zapalni i łzawi, a tyś dumny,

tyś z nami nie raczył w narodowym barszczu się pławić.

Po co w twarze logiką nam chlustasz? Nie czytaliśmy Hegla, jaśnie panie.

Dla nas Szopen, groch i kapusta, i od czasu do czasu powstanie. […]

Tyle pracy, panie hrabio, i na nic. Nadaremna ta branka w rekruty.

Będzie to, co ma być – my zwyczajni. Bój bez broni, katorga i knuty.

Pan narodu, margrabio, nie zmienisz, tu rozsądku rzadko się używa.

A jedyne, co naprawdę umiemy, to najpiękniej na świecie przegrywać.

 

Powtarzam to, co pisałem i dawniej: gdy spojrzeć całościowo na naszą narodową mitologię i panteon, trzeba uznać, że zdecydowanie zbyt mało w nim miejsca dla Druckich-Lubeckich czy Czartoryskich, a nawet dla Wielopolskich, a zbyt wiele dla przywódców, posyłających tysiące ludzi na łatwe do przewidzenia zatracenie. Proporcje są zachwiane.

Nie ujmuje mnie także spojrzenie na powstania, jakie proponuje Jarosław Marek Rymkiewicz. Przypomina to trochę Jüngerowskie fascynacje potęgą oręża, tyle że w „Promieniowaniach” widać raczej tęsknotę za ratowaniem tego, co kruche, a nie fascynację zniszczeniem, którą odnajduję u JMR. Jako kreator narodowego mitu, zwłaszcza gdy występuje w roli publicysty, Rymkiewicz jest w pewnym stopniu wręcz szkodliwy. Pisałem o tym zresztą swego czasu w „Rzeczpospolitej”, nie będę więc powtarzał tych tez.

Ale… i tu jest miejsce na zastrzeżenia, bardzo poważne i ściśle powiązane z czasem bieżącym.

Nie sposób nie dostrzec kontekstu, jaki tworzy styl i linia dzisiejszych rządów. Platforma zaraża ludzi wyjątkowo szkodliwym sposobem myślenia, abstrahującym całkowicie od republikańskiej powinności działania w imię dobra wspólnego. Kwintesencją tego podejścia jest obietnica „ciepłej wody w kranie”, najbardziej chyba symboliczna dla filozofii rządów Donalda Tuska. W jego wypowiedziach i deklaracjach nie ma właściwie miejsca na wspólnotowość, która jest bezzasadnie utożsamiana z omnipotencją państwa i skrępowaniem aspiracji obywateli (tak jakby rząd Tuska je w ogromnym stopniu uwalniał). Konsekwencją takiego myślenia jest również stosunek do katastrofy smoleńskiej.

W tej sytuacji potrzeba mitu, jakiego fundamentem stało się Powstanie Warszawskie, choćby jako odtrutki na antypaństwową politykę rządu PO ­­­­­­­‒ antypaństwową w sensie negacji potrzeby istnienia państwa jako czegoś więcej niż tylko instytucji usługowej wobec obywateli.

W tym kontekście twitterowy blamaż Radosława Sikorskiego jest bardzo charakterystyczny. Raz, że Sikorski kompletnie nie wyczuwa, co może robić jako publicysta albo polityczny wolny strzelec, a co mu wolno jako szefowi polskiego MSZ. Jego opinia o PW, którą wygłosił jako minister polskiego rządu, zdradza albo całkowitą bezmyślność, albo kompletne niezrozumienie miękkiej sfery rywalizacji pomiędzy państwami (polityka historyczna i kapitał pamięci oraz mity narodowe grają w niej olbrzymią rolę), albo dziecinną, kompromitującą chęć prowokowania. Albo wręcz działanie w obcym interesie. Każde z tych wyjaśnień jest dla ministra fatalne.

Czy Powstanie Warszawskie było potrzebne w sierpniu 1944 r. – co do tego się nie zgodzimy. Ale jedno wiem teraz na pewno: ono jest bardzo potrzebne dzisiaj, żeby pokazać, iż można myśleć o państwie i narodzie jako o czymś więcej niż tylko zakładzie usługowym z ograniczoną odpowiedzialnością.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka