Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
14002
BLOG

Czy abp. Życińskiego można krytykować?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 223

Schemat jest zwykle podobny i może wyglądać następująco: dziennikarz lokalnego wydania „Gazety Wyborczej” dowiaduje się, że na jakiejś uczelni lub w jakiejś szkole ma być gościem ktoś, kogo „GW” bardzo nie lubi. Zaczyna się młotkowanie władz placówki. Pojawia się tekst, najpierw w lokalnym wydaniu, reporter przychodzi do rektora czy dyrektora, pyta, czy ten zdaje sobie sprawę, jaka będzie afera, potem ewentualnie pojawia się kolejny tekst, tym razem w wydaniu ogólnokrajowym. W dziewięciu przypadkach na dziesięć przestraszony szef placówki ustępuje i do spotkania nie dochodzi.

W przypadku spotkania z Grzegorzem Braunem na KUL „GW” najwyraźniej jakoś sprawy nie dopilnowała. Mam nadzieję, że szefostwo lubelskiego dodatku wyciągnęło już konsekwencje służbowe wobec winnych tego karygodnego zaniedbania.

Braun, mówiąc o abp. Życińskim, użył języka zdecydowanie wykraczającego poza normy naszej kultury, która nakazuje traktować zmarłych z szacunkiem, a także okazywać szacunek duchownym (pamiętacie kapitalną scenę z „Popiełuszki” na korytarzu prokuratury, gdy proboszcz z parafii, gdzie ksiądz Jerzy był rezydentem, potężnym głosem karci chamskiego milicjanta: „Do księdza mówisz!”). Tak – uważam, że język Brauna zasługuje na potępienie i nigdy nikt, kto szanuje polską tradycję, nie powinien się takim językiem w takich okolicznościach posługiwać. Im bardziej z kimś się nie zgadzaliśmy, tym bardziej powinniśmy tej zasady przestrzegać.

Tylko że na tym sprawa się nie kończy. Jedna bowiem rzecz to język Brauna, a druga – treść jego wypowiedzi. Lektura tekstów w „Wyborczej” budzi poważne wątpliwości – czy szło jedynie o sposób, w jaki zmarłego arcybiskupa krytykował Braun, czy też o to, że w ogóle śmiał go krytykować? Oczywiście łatwo jest skreślić całą jego wypowiedź właśnie z powodu języka, jakim się posłużył. I także dlatego można mieć do reżysera pretensję.

Ale gdyby Braun powiedział np.: „Postawa księdza arcybiskupa budziła ogromne wątpliwości, nawet w kwestii podstawowej – czy w ogóle był człowiekiem wierzącym. Niektóre jego stwierdzenia mogły świadczyć, że było inaczej” – czy „GW” powstrzymałaby się przed atakiem? Coś mi mówi, że nie. Że uznałaby to za „skandaliczne kalanie dobrego imienia zmarłego kanclerza uczelni”.

A niby dlaczego? Pod tak przedstawionymi wątpliwościami i ja mogę się podpisać. Postać Józefa Życińskiego była, mówiąc oględnie, mocno kontrowersyjna. W swojej archidiecezji budził skrajne emocje. Uczestnicy nabożeństwa po katastrofie smoleńskiej opowiadają, że wierni wprost wygwizdywali jego słowa. Zadziwiające słowa jak na katolickiego hierarchę – trzeba dodać. (O tym, że światem rządzi przypadek i prawa fizyki.) Czy arcybiskup ma być wyjęty spod wszelkiej krytyki? Niby dlaczego, skoro ta sama „Wyborcza” daje miejsce wypowiedziom, krytycznym wobec śp. Lecha Kaczyńskiego. I to też jest w porządku, o ile krytyka dotyczy jego polityki. Śmierć polityka nie wyłącza przecież polityka z krytycznej debaty, zwłaszcza gdy był to polityk znaczący.

Mogę się oczywiście mylić. Być może, gdyby Braun ujął swoje wątpliwości w formie eleganckiej, a nie chamskiej, „GW” by się nie burzyła. Ale coś mi mówi, że jednak byłoby inaczej.

Kolejna sprawa to konsekwencje. Tu można znaleźć oświadczenie koła historycznego oraz rektora KUL. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że roczne zawieszenie działalności koła oraz dymisja jego kuratora to kara absolutnie nieproporcjonalna, w dodatku obarczająca wszystkich uczestników działalności koła odpowiedzialnością za słowa zaproszonego gościa. W doborze gości każdy może się pomylić. Studenci mogą sobie nie poradzić z moderacją debaty. Należy ich za to upomnieć. Ale represjonować w taki sposób? Czy tak by to wyglądało, gdyby nie klasyczny mechanizm nacisku, który uruchomiła „Wyborcza”? Ten mechanizm ma oczywiście także działanie prewencyjne. Idę o zakład, że przez wiele miesięcy, a może i lat, na KUL-u nie pojawi się żaden gość, który mógłby potencjalnie powiedzieć coś niemiłego o obecnej władzy i bliskim jej środowisku. A odpowiednią lekcję wyciągną także inne szkoły i uczelnie. „GW” wie, co robi.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka