Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
10480
BLOG

Stadion Narodowy Osram

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 166

Wkrótce po katastrofie smoleńskiej napisałem na blogu tekst, w którym zaproponowałem, aby budowany właśnie Stadion Narodowy nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego. Pomysł zyskał nawet pewną popularność, mówiłem o nim w kilku miejscach, aż w końcu odniósł się do niego rzecznik Ministerstwa Sportu, stwierdzając, że owszem, idea jest ciekawa, ale trzeba trochę poczekać.

Dzisiaj trudno mieć złudzenia: ten rząd zrobi wszystko, żeby zapobiec spektakularnemu upamiętnieniu nie tylko zmarłego prezydenta, ale w ogóle katastrofy smoleńskiej i innych jej ofiar. Z wyjątkiem może śp. Sebastiana Karpiniuka, któremu radni Kołobrzegu zadedykowali jeszcze w maju ubiegłego roku budowany wówczas stadion. W tym wypadku okazało się, że jakoś można i się da. Żeby było jasne – przeciw temu gestowi nic nie mam. Chciałbym tylko, aby zostały zachowane jakieś proporcje. Jeśli stadionowi w dość jednak ważnym pomorskim mieście można było nadać imię zmarłego w katastrofie posła PO, który – przy całym moim szacunku dla zmarłych – nie miał jednak jakichś gigantycznych osiągnięć, to jak w zestawieniu z tym oceniać szaleńczy opór polityków PO wszelkiego szczebla przeciwko nazwaniu jakiegokolwiek obiektu imieniem zmarłego w tejże katastrofie prezydenta RP, którego osiągnięcia, nawet przy krytycznej ich ocenie, trudno zestawiać z osiągnięciami posła Karpiniuka?

Lecz cóż, miarą stosunku Platformy i jej ludzi do pamięci po zmarłych jest postępowanie prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz, będące kwintesencją arogancji, buty i ostentacyjnego braku empatii.

Abstrahuję już zatem od pomysłu nazwania Stadionu Narodowego imieniem Lecha Kaczyńskiego, bo dziś niemożliwe okazuje się uhonorowanie zmarłego prezydenta nawet jakimś parkiem czy skwerem w mieście, którego był włodarzem, a cóż dopiero nadanie jego imienia wielkiemu obiektowi sportowemu. Trudno, wskazana jest tutaj cierpliwość, a nie pieniactwo. Jestem przekonany, że Lech Kaczyński swoje pomniki i ulice swojego imienia będzie w przyszłości miał także w Polsce, nie tylko w Tbilisi, ale nie stanie się to za trzy czy pięć lat.

Niech by zatem był choćby Stadion Narodowy im. Kazimierza Górskiego. Ale nie będzie. Oto bowiem Narodowe Centrum Sportu, czyli instytucja nim zarządzająca, ogłosiła kilka dni temu konkurs na sponsora głównego obiektu, czyli na firmę, która będzie mogła umieścić swoją nazwę w nazwie stadionu. Założę się, że politycy PO nie widzą w tym fakcie niczego niezwykłego ani nagannego. Jak tłumaczą ludzie z MSiT – stadion ma na siebie zarabiać, a na sponsorze głównym zarobi nawet z 10 mln rocznie. Nie dostrzegają żadnego dysonansu w fakcie, że do słów „Stadion Narodowy” jakaś firma będzie mogła sobie dołożyć swoją markę. Ot, choćby „Stadion Narodowy Osram” albo „Stadion Narodowy Domestos”. I ta niezdolność do dostrzeżenia dysonansu, to merkantylne traktowanie każdej emanacji polskiej państwowości (bo jest nim także budowanie stadionu narodowego właśnie) mówią o partii rządzacej więcej niż wiele analiz i felietonów. Tak właśnie działa i myśli partia Mira i Zbycha, partia ciepłej wody w kranie i „narodowości śląskiej”. Partia, która planowo i programowo nie rozumie wagi symboliki. A może inaczej: rozumie ją doskonale i dlatego tak potwornie się jej boi.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka