Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
8520
BLOG

Bezczelność Sadurskiego

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 120

Wojciech Sadurski ma na swoim koncie teksty mniej lub bardziej pokrętne, mniej lub bardziej bezczelnie manipulanckie, jednak jego dzisiejszy artykuł w „Rzeczpospolitej” należy do osiągnięć rekordowych. Czegoś równie bezczelnego i udającego coś innego niż nim jest w rzeczywistości, tak nasyconego złą wolą i ze złą wolą pisanego, dawno nie zdarzyło mi się czytać.

Sadurski stosuje w swoim tekście chwyty ograne i doskonale znane. Najpierw mamy zatem zmylenie odbiorcy pozornie łagodnym i usypiającym wstępem. Sadurski rozpisuje się o równości wobec śmierci, przytaczając literackie odniesienia. Opisuje, jak to by było pięknie, gdyby ta równość wobec śmierci stała się punktem wyjścia do innego sposobu uczczenia rocznicy katastrofy niż to miało miejsce dotąd. Dotąd bowiem pokłosie 10 kwietnia było „paskudne”.

I tu Sadurski przechodzi do ofensywy, której pierwszym wystrzałem jest następujący passus: „Wyszły z nas (używam z pewną przesadą pierwszej osoby liczby mnogiej, ale wcale nie zamierzam bić się w piersi, bo nie mam powodu) cechy publiczne najgorsze: paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota”. Tu Sadurski dyskretnie podkreśla, że on sam nie ma sobie nic do zarzucenia, jest po prostu bez winy. Kto zatem jest winny, z kogo powyłaziły te wszystkie szkaradzieństwa?

Oto z tych wszystkich, którzy ośmielili sie nie zgadzać ze sposobem widzenia i komentowania 10 kwietnia, jaki zatwierdzili on i jego salonowi kumple. Tylko bowiem ten sposób, posiadający salonowe imprimatur, jest nieparanoiczny, niepodejrzliwy, niehaniebny, niecyniczny – słowem – cywilizowany i europejski.

Dalej następuje poczet paranoików i cyników, w którym Sadurski z właściwą sobie elegancją i szacunkiem dla adwersarzy opisuje kilka szczególnie widocznie przez siebie nie cierpianych postaci (choć bez nazwisk, co jest dodatkowym erystycznym wybiegiem: taki jestem miły, że ich nie nazywam, a przecież moi hiperinteligentni czytelnicy i tak wiedzą, o kogo chodzi). Ja również miałem przyjemność znaleźć się w tym gronie: „Oto komentator brukowego tabloidu mnożący w swym blogu dziesiątki »pytań« i »wątpliwości« dotyczących katastrofy, w tym także o sztuczną mgłę pod Smoleńskiem, przy aplauzie internetowej publiki i nieumiejący się wycofać z żadnej insynuacji”. Sadurski, mający na moim punkcie obsesję nie od dziś, stosuje tu zresztą najprymitywniejszy środek: skoro komentator z „brukowego tabloidu” (co jest zresztą pleonazmem), to wiadomo z góry, że pisze jakieś głupoty.

Można by oczywiście rozkładać tekst Sadurskiego na części pierwsze. Po takiej analizie byłby absolutnie nie do obrony, bo – jak to u Sadurskiego bywa – sprowadza się on do garści inwektyw, ubranych we w miarę zgrabną retorykę i podlanych sosem podłej jakości erystyki; wszystko zaś ma dowodzić, że to my, oświeceni salonowcy mamy dyktować sposób przeżywania smoleńskiej katastrofy, a nie jakaś tam mącąca tłuszcza. Szkoda na to jednak czasu i wysiłku. Lecz żeby nie być gołosłownym, przyjrzę się tylko dwóm przykładom.

Pierwszy to mój własny. Czy Sadurski potrafiłby wywieść, dlaczego postawione przeze mnie wkrótce po katastrofie pytania są wyrazem głupoty i paranoi? Czy potrafiłby na konkretnych przykładach pokazać, na czym polegała ich rzekoma paranoiczność? Czy umiałby dowieść, dlaczego absurdalne miałoby być pytanie o sztuczną mgłę – które zresztą zadawała także polska prokuratura, widocznie również zinfiltrowana przez paranoicznych cyników? Oczywiście – nie. I dlatego takimi detalami Sadurski się nie zajmuje. Z wyższością rzuca kilka określeń, działających na wyćwiczonego przez „GW” czytelnika jak lampka na psa Pawłowa i na tym poprzestaje. Wywody Sadurskiego wyglądają na spójne tylko dla bardzo naiwnych, słabo myślących, i tylko na poziomie największej ogólności.

Druga sprawa: Sadurski ucieka się na końcu do kolejnego erystycznego zabiegu, komponując swój wyciąg z listy ofiar, mający pokazywać, że w katastrofie zginęli ludzie, mający bardzo rozbieżne często poglądy. Tylko czego ma to dowodzić? Trzeźwo oceniają - niczego. Oczywiście zamiar Sadurskiego jest czytelny: ustawia tak wszystkich tych, którzy mają nadal wątpliwości, pytania do rządu, uważają śledztwo za źle prowadzone i nie chcą pogodzić się z wykluczaniem takich opinii z obiegu publicznego jako wyrażanych jedynie przez politycznych żołnierzy jednej strony. A skoro w katastrofie zginęli przedstawiciele różnych stron to – manipuluje Sadurski – tych pytań stawiać nie wolno, wątpliwości mieć nie wolno, bo one są „polityczne”. „Apolityczne” jest unikanie jakichkolwiek wątpliwości.

Tekst Sadurskiego jest wyjątkowo bezczelną manipulacją, gdyż przemyca następującą tezę: moglibyśmy godnie świętować 10 kwietnia – godnie, czyli bez zadawania niewygodnych pytań, bez krytykowania rządu za nieudolność, bez wątpienia w rosyjską dobrą wolę itp. – gdyby nie banda mącicieli, którzy odzierają śmierć z jej godności, mnożąc jakieś paranoiczne wątpliwości. Innymi słowy – jedyny godny i właściwy sposób podejścia do tragedii smoleńskiej to ten autoryzowany przez salon i Sadurskiego. A w tym sposobie żadne wątpliwości i niewygodne pytania, a także pretensje wobec salonu za jego dawne zachowania wobec śp. prezydenta się nie mieszczą.

Nie wiem, po co Sadurski napisał ten tekst. Może z wewnętrznej potrzeby. A może żeby zatrzeć niemiłe wrażenie, jakie mogło powstać w salonowych kręgach po tym, jak za niezależność myślenia w sprawie programu Pospieszalskiego wyróżnił go Piotr Semka w swoim komentarzu. Sadurski, przerażony, że chwali go „pisowski” publicysta, czym prędzej umieścił w Salonie24 mętne dementi, a teraz uznał, że musi jeszcze mocniej pomerdać ogonkiem, żeby nie doznać wykluczenia i nie zostać oskarżonym o „prawicowe zboczenie”. Jakakolwiek byłaby motywacja, tekst Sadurskiego dowodzi, że jakakolwiek dalsza polemika z jego autorem mija się z celem. Nie warto więcej zajmować się kimś, kto manipuluje z pełną świadomością i dowodzi dobitnie swojej złej woli.

 

P.S. Tym bardziej dziwi mnie, że ma on brać udział z dzisiejszej debacie Salonu24 z Jarosławem Kaczyński. Ale cóż, wybór Igora. Mnie to skutecznie zniechęca, aby się jej przyglądać.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka