Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
16466
BLOG

Who are you, Mr. van Rompuy?!

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 52

Patrząc z bliska na Hermana van Rompuya, trudno nie przypomnieć sobie fenomenalnej tyrady Nigela Farage’a w Parlamencie Europejskim kilka miesięcy temu, podczas której Brytyjski eurodeputowany rzucał w twarz przewodniczącemu Rady Europejskiej, że ma charyzmę mokrej ścierki i wygląd niskiej rangi urzędnika bankowego (polecam przy okazji obserwowanie reakcji Jerzego Buzka, prowadzącego obrady: to przykład przerażenia, charakterystycznego dla słabeusza, trzęsącego się o swoją pozycję; po tym wystąpienia Buzek wlepił zresztą Farage’owi karę finansową, co samo w sobie było skandaliczne). Widząc van Rompuya pierwszy raz na żywo, nie jestem w stanie napisać: „Coś w tym jest”. Mogę napisać jedynie: Farage miał stuprocentową rację.

Twarz UE, jedna z trzech najważniejszych osób w hierarchii instytucjonalnej Unii, robi takie wrażenie, że – jak to kiedyś ktoś powiedział – gdy wchodzi do pomieszczenia, jest tak, jakby ktoś wyszedł. Niepozorny człowieczyna w pomarszczonych skarpetkach, z małą teczuszką. Agent ubezpieczeniowy? Pracownik ZUS? Może szatniarz?

Podczas wykładu, który zorganizowało Forum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego, obok van Rompuya siedział prowadzący spotkanie szef think-tanku Demos Europa Paweł Świeboda i gdyby ktoś nie znał obu panów z twarzy, mógłby pomyśleć, że to Świeboda jest przewodniczącym RE, a van Rompuy to jakiś technik od mikrofonów lub intendent od krzesełek, który przysiadł tam tylko na moment.

Ale dość znęcania się nad skądinąd sympatycznym Belgiem, piszącym haiku. W końcu nie został szefem RE przez przypadek. Wybór Pana Nikt, człowieka nijakiego do sześcianu, który zamiast kształtować w jakimś stopniu politykę UE, jest tylko administratorem spotkań Rady, to świadoma decyzja najsilniejszych w Unii.

Skutki tej decyzji mogliśmy obserwować podczas spotkania na Uniwersytecie Warszawskim. Przemówienie van Rompuya było tak miałkie, jak tylko można sobie wyobrazić. Nie było w nim ani jednego bardziej uderzającego miejsca i ani jednego passusu, który warto by zacytować. Dwadzieścia kilka minut klasycznych unijnych komunałów o tym, jak ważna jest współpraca, porozumienie, walka z kryzysem. Ble, ble, ble.

Podobnie było, gdy przyszedł czas na pytania. W pierwszej ich turze tematem miała być gospodarka. Młoda członkini Kolibra zapytała wówczas, jaki jest stosunek van Rompuya do wolnego rynku, jako że to, co dziś trwa w Unii, wolnym rynkiem nie jest. Zacytowała także – o zgrozo! – Farage’a, pytając, skąd ma płynąć poparcie dla van Rompuya, skoro nikt na niego nie głosował („Nobody voted for you!”). Tym samym tropem podążył później nieznany mi dżentelmen, pytając, czy zdaniem przewodniczącego Unia nie kultywuje niewydolnego i umierającego systemu socjalnego.

Odpowiedzi były, jak łatwo było oczekiwać, obłe. Van Rompuy stwierdził, że system gospodarczy w UE jest „mieszany”, a jego „podstawą” jest wolny rynek. Stwierdzenie bez większego sensu: cóż to jest „system mieszany”? Jak jego podstawą może być „wolny rynek”? Wolny rynek albo jest, albo go nie ma. Jeśli jest czegoś jedynie „podstawą”, to znaczy, że nie mamy do czynienia z wolnym rynkiem.

Następnie nastąpił tasiemcowy wywód o tym, jak fundamentalne wnioski wyciągnęła Europa z kryzysu lat 30., skoro nie powtarzamy dziś ówczesnych błędów. Do tego porcja jazdy obowiązkowej, czyli bleblania o tym, że wszystko trzeba razem, wspólnie itd.

W drugiej turze pytania miały dotyczyć spraw zagranicznych. Tu pozwoliłem sobie zadać podwójne pytanie. Po pierwsze: czy uważa pan Rosję (wcześniej w swoim wykładzie van Rompuy mówił o wadze strategicznego partnerstwa z nią) za kraj demokratyczny i czy dostrzega pan w jej polityce zagranicznej jakieś neoimperialne elementy? Po drugie: czy uważa pan, że najsilniejsze państwa UE mogą wykorzystywać mechanizmy instytucjonalne Wspólnej Polityki Zagranicznej dla realizowania własnych interesów kosztem państw słabszych?

Te pytania van Rompuy odłożył sobie na koniec. Wcześniej wolał mówić o Białorusi czy perspektywach na zajęcie przez Unię jednego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa (tak, tak, ktoś naprawdę zadał takie pytanie). Niestety – otrzymałem jedynie niepełną odpowiedź na jedno pytanie. Van Rompuy stwierdził mianowicie, że w Rosji trwa proces modernizacji, także politycznej, a Unia musi się w niego angażować, bo to jest najlepszy sposób, żeby tę modernizację wspierać. Partnerstwo strategiczne z Rosją jest bardzo ważne, a w ogóle to on, van Rompuy, nie będzie oceniał jakości rosyjskiej demokracji. Tu odpowiedź się zakończyła. Nie dowiedziałem się ani czy przewodniczący RE dostrzega elementy neoimperialne w rosyjskiej polityce, ani jak to jest z realizacją interesów najsilniejszych państw UE w ramach CFP.

Jestem ogromnie wdzięczny młodym ludziom z Forum Europejskiego za zorganizowanie tego spotkania, gdyż pozwoliło ono uświadomić sobie, w jakiej próżni trwa instytucjonalna struktura Unii. Van Rompuy, figurant bez znaczenia, przez kilkadziesiąt minut wciskał nam jakieś niestworzone kity o jedności i wspólnym działaniu, mające tyle wspólnego z rzeczywistością co on sam z Rambo. Był to po prostu teatr absurdu.

Najciekawsze jednak jest to, że znaczna część publiczności zdawała sobie z tego najwyraźniej sprawę, okazało się bowiem po spotkaniu, że moje pytania zostały przez wielu obecnych przyjęte z uznaniem i ulgą: nareszcie ktoś pyta o coś sensownego.

Problem w tym, że struktury urzędnicze Unii są kompletnie oderwane od rzeczywistości i realizują własne wizje, bez związku z oczekiwaniami obywateli, zaś najsilniejsi używają ich do osiągania własnych celów. My w tej układance nie mamy wiele do gadania.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka