Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
7797
BLOG

Parytety - koniec demokracji

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 85

 

A więc stało się: Sejm uchwalił nowelizację prawa wyborczego, która sankcjonuje antydemokratyczną praktykę wymuszania na partiach „odpowiedniego” płciowego składu list kandydatów. Na początku warto więc podziękować tym posłom Platformy Obywatelskiej, którzy sprzeciwili się temu idiotyzmowi, łamiąc klubową dyscyplinę, i w związku z tym poniosą finansowe konsekwencje. Nie chodzi oczywiście o to, aby uważać ich za męczenników, ale sądzę, że za wierność zdrowemu rozsądkowi, szczególnie w obliczu narzuconej przez partyjne kierownictwo chorej polityki, należą się słowa uznania.

Demokracja z parytetami przestaje być demokracją (inna sprawa, że polska demokracja to w ogóle w wielkiej mierze jeden wielki pozór) po prostu dlatego, że ogranicza wolność wyboru. Powie ktoś, że są i inne ograniczenia. Nie moglibyśmy na przykład głosować na partię neonazistowską, ponieważ zapewne zostałaby zdelegalizowana. Nie moglibyśmy też głosować choćby na partię pedofilów, z podobnego względu.

To jednak chybione porównania. Partia neonazistowska zostałaby uznana za wrogą samej istocie porządku demokratycznego, a więc zrozumiałe byłoby niewpuszczenie jej do wnętrza systemu, żeby nie mogła go od środka niszczyć. (Oczywiście sprawą dyskusyjną pozostaje, jakimi kryteriami kierowałby się sąd, decydując, iż dane ugrupowanie jest właśnie neonazistowskie). W przypadku swobodnego wyboru między mężczyznami a kobietami nie ma mowy o żadnym zagrożeniu dla istoty demokracji. Przeciwnie – taki wybór jest właśnie tej istocie przynależny.

Geneza parytetów jest oczywista, więc nie ma sensu się nad nią przesadnie rozwodzić. To pomysł z asortymentu lewicowych idei, których cechą wspólną jest przeświadczenie, że ludzie zostawieni sami sobie nie będą podejmować właściwych decyzji, więc ich postępowaniem musi pokierować światły areopag mędrców, którzy wiedzą lepiej. Tego opisu nie można oczywiście odnosić do kwestii, których regulacja leży w granicach zdrowego liberalnego rozsądku. W trakcie niedawnej twitterowej dyskusji, której przedmiotem był liberalizm, ktoś napisał mi, że rajem dla liberałów jest Somalia, bo o wszystkim decyduje tam posiadana broń. To oczywiście bzdura – liberalny porządek nie polega na bezprawiu i konkurencji siły, ale na wymuszaniu przestrzegania rozsądnego prawa i konkurencji umiejętności. Jednak liberalny porządek (a podkreślam, że mam tu na myśli klasyczny liberalizm) nie pozwala prawu regulować spraw, które powinny pozostać w wyłącznej sferze decyzji obywateli. Tu kwestia jest jasna: płciowy skład organów rządzących państwem do tej sfery należy, w żaden bowiem sposób nie prowadzi do zagrożenia istoty demokratycznego wyboru.

Lewactwo jest jednak przekonane, że państwo musi wkraczać głęboko w nasze życie. Musi oduczać nas palenia, picia, jeżdżenia bez zapiętych pasów i używania takich dyskryminujących pojęć jak „tata” czy „mama” (w Szkocji wprowadzono już jakiś czas temu pojęcia „rodzic A” i „rodzic B”), a także musi nas nauczyć, jak prawidłowo komponować płciowo nasze wybory polityczne. Nie wiem, czy politycy PO mają tego świadomość, ale forsując parytety na listach wyborczych do Sejmu ulegli jednej z najgłupszych lewackich mrzonek i jeśli ktokolwiek jeszcze będzie uznawał Platformę za partię liberalną lub prawicową, można roześmiać mu się w twarz.

Konkluzja jest dla mnie oczywista: wprowadzenie parytetów to kolejny powód, aby nie wziąć udziału w głosowaniu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może sobie życzyć, żeby przymusowo kazano mu wybierać kobiety tylko dlatego, że są kobietami, a nie z powodu indywidualnych przymiotów poszczególnych osób. Zastanawiam się także, czy nowelizacja jest aby zgodna z polską Konstytucją i czy znajdzie się ktoś, kto zechciałby ją skierować do Trybunału Konstytucyjnego.

Ja w każdym razie, gdy będą się zbliżać wybory parlamentarne, nie poprzestanę – jak to bywało do tej pory – na przypominaniu, że niegłosowanie jest także prawem obywatela. Będę nawoływał do zbojkotowania wyborów, które w tym momencie z demokracją nie będą już miały wiele wspólnego.

 

P.S. Nie wiem, czy ten tekst znajdzie się na stronie głównej, widzę bowiem, że Igor ponownie przyjął, w związku z ciszą wyborczą, ultrazachowawczy kurs. Moim zdaniem – niesłusznie. Po pierwsze – to uleganie już nawet nie bzdurnym przepisom, ale paranoi, zgodnie z którą te bzdurne przepisy mogą być interpretowane nad wyraz rozszerzająco, choć sama PKW nie ma pewności, jak to robić. Po drugie – większość pisanych w Salonie24 tekstów nie ma nic wspólnego z II turą wyborów samorządowych, które mają w większości znaczenie jedynie lokalne. Salon24 woli schować głowę w piasek i, moim zdaniem, przegrywa na tym.

 

P.S. 2. Widzę, że tekst jest na SG. To dobrze. Mimo to uważam, że Salon24 zbyt sekurancko podchodzi do kwestii wyborczej ciszy.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka