Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
10559
BLOG

Gdzie wywiało HGW?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 147

 Jestem w stanie zrozumieć, że z dużymi opadami śniegu nie mogą sobie poradzić kraje, gdzie tego typu zjawisko atmosferyczne jest wyjątkiem. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że nie potrafi sobie z tym poradzić kraj, w którym takie zjawisko jest czymś absolutnie naturalnym – zwłaszcza jeśli było ono przewidywane przez meteorologów od wielu dni.

Jednak nie o tym zdziwieniu chciałem napisać, ale o tym, co się stało oraz co się nie stało wczoraj w Warszawie. Otóż w stolicy spadł śnieg. Owszem, spadło go dość sporo i padał dość długo, jednak nie był to kataklizm na miarę tsunami. A przynajmniej – nie powinien być.

Tymczasem miasto zostało totalnie sparaliżowane. Adekwatne określenia wczorajszej sytuacji to horror, armagedon, klęska. Główne ulice nie zaznały pługu często do późnego popołudnia, na estakady nie dawało się podjechać, komunikacja zbiorowa została zdezorganizowana, o indywidualnej lepiej nie mówić. Łatwo też sobie wyobrazić, jaki będzie dalszy ciąg – zapewne podobnie jak w poprzednich latach, miasto nie będzie się poczuwało do wywożenia śniegu nawet z centrum (co miało miejsce w Peerelu), wobec czego drastycznie zmniejszy się liczba miejsc parkingowych, ale służby miejskie będą nadal z całą surowością karać za parkowanie w niedozwolonych miejscach. Przy czym oznaczenia poziome będą oczywiście niewidoczne spod śniegu. Przechodnie będą sobie łamać kończyny na schodach w metrze i przejściach podziemnych. Niepełnosprawni zostaną w domach, bo nie będą mieli szans poruszać się po mieście na wózkach.

To się wczoraj w Warszawie wydarzyło. A co się nie wydarzyło? Ano, nie pojawiła się nigdzie świeżo wybrana pani prezydent Gronkiewicz-Waltz. Jej nazwisko nie pojawiło się także w żadnym z tekstów „Gazety Stołecznej”, opisujących sytuację. Pani prezydent jakoby nie było. Jest to zresztą całkowicie zgodne z przyjętą przez nią od początku strategią: Warszawa ma prezydenta jedynie od ogłaszania sukcesów i przecinania wstęg. Nie ma natomiast prezydenta, który byłby gotów wziąć odpowiedzialność za trudne sytuacje w mieście. Nieudane remonty, spartaczone inwestycje, miasto sparaliżowane śniegiem lub deszczem – HGW nigdy wtedy nie ma. Czasem zdarzy się, że dziennikarze dopadną tego czy innego urzędasa, ale samej pani prezydent – never ever.

Dla porównania sięgnąłem sobie do archiwum „Stołecznej”, żeby sprawdzić, jak to było podczas pierwszej zimy rządzenia stolicą przez Lecha Kaczyńskiego, na przełomie roku 2002 i 2003. Znalazłem takie teksty:

7 lutego 2003: „Poranna robota została spartaczona – stwierdził prezydent Warszawy Lech Kaczyński po przejażdżce zasypanymi śniegiem ulicami.

Zaczęło sypać już wczoraj w nocy. Do rana spadło blisko 20 cm śniegu – tak obfitych opadów jeszcze tej zimy nie było. Dodatkowo wiatr utworzył wielkie zaspy. Kłopoty z wyjechaniem do pracy mieli kierowcy. Na tory tramwajowe ruszyły specjalne wagony z pługami. Zima rządziła miastem.

Przekonał się o tym prezydent Kaczyński. – Na ul. Kruczkowskiego odśnieżony był tylko jeden pas. Krakowskie Przedmieście, przed Pałacem Prezydenckim, mogłoby nas ośmieszyć, gdyby przyjechała jakaś delegacja – wyliczał.

Zapowiedział, że jeśli taki paraliż miasta się powtórzy, będą zmiany personalne, a po godz. 9 zlecił nadprogramowe sypanie solą. – Firmy prywatne spartaczyły robotę. Miasto nie będzie za to dodatkowo płacić – mówił. […]”.

Hm, ciekawe, w 2002 roku prezydent Kaczyński się nie chował, oceniał krytycznie pracę służb i zapowiadał konsekwencje.

I jeszcze tekścik Bartosza Raja z wydania z dnia następnego:

„Kiedy wczoraj za oknem zobaczyłem padający śnieg, wyobraziłem sobie ulice tonące w biało-burej brei i gigantyczne korki. Chwilę potem jechałem samochodem i nie mogłem wyjść ze zdziwienia: brei ani śladu, a jezdnie czarne.

Czy to efekt czwartkowej bury, jaką prezydent Kaczyński dał służbom odpowiedzialnym za odśnieżanie? Czyżby dyrektorzy tych firm rzucili do walki z zimą dodatkowe zastępy pługów i solarek? A może po prostu śniegu spadło mniej niż dzień wcześniej?

Tego nie jestem w stanie rozstrzygnąć. Wiem jednak, że dotarcie do pracy zajęło mi nie więcej czasu niż w letni poranek. Wreszcie przekonałem się, na co miasto wydaje miliony. Na czarne ulice”.

Czy będzie dzisiaj jakaś konferencja HGW na temat wczorajszej katastrofy w Warszawie? Czy ktoś dostanie ochrzan za spartaczoną robotę? Czy może jakiś urzędas pożegna się ze stanowiskiem albo przynajmniej z premią? Czy w ogóle HGW pokaże nam swój promienny uśmiech przed czasem topnienia śniegów i czy jakiś dziennikarz spyta w końcu, gdzie jest prezydent miasta?

Próbuję sobie wyobrazić, jak by wyglądał wczorajszy dzień, gdyby stolica miała w perspektywie II turę wyborów samorządowych i nie mogę pozbyć się przeczucia, że HGW osobiście chwyciłaby za szuflę, a paraliż Warszawy byłby o połowę mniejszy. Ale cóż – w demokracji nie ma ograniczeń. Można sobie wybrać nawet największego nieudacznika, trzeba tylko ponosić potem tego konsekwencje.

 

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka