Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
489
BLOG

W obronie Migalskiego

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 159

Marek Migalski wybrał najbardziej kontrowersyjny sposób wzbudzenia fermentu w ugrupowaniu, z którego listy wszedł do Parlamentu Europejskiego (ale którego członkiem nie jest): opublikował list otwarty do prezesa Kaczyńskiego. Reakcja była szybka – niektórzy, np. Kataryna, uznali, że to całkowicie kontrproduktywny sposób działania, do tego bardzo nieelegancki. Kataryna sądzi, że metoda, jaką zastosował Migalski, świadczy, iż nie chodzi o rozpoczęcie dyskusji, ale po prostu o pozbycie się z partii Kaczyńskiego. Dodaje, że taki sposób działania nie budzi jej uznania.

Nie zgadzam się z taką oceną, za to zgadzam się w dużym stopniu z Migalskim i jego oceną sytuacji. Mój sprzeciw wywołują pojedyncze ustępy jego listu – uważam np., że wskazywanie na Sikorskiego czy Marcinkiewicza jako osoby, z którymi można było iść dalej, jest błędem i tu zgadzam się z Kataryną, że obaj dowiedli, iż nie warto było na nich stawiać. Z przywołania akurat tych przykładów nie wyprowadzałbym jednak wniosku, że Migalski ma obsesję na punkcie czystej medialności. Sądzę, że sięgnął po historie najjaskrawsze z publicystycznego zapału.

Znamienne, o czym dalej wspomina Kataryna: że pretensję do Kaczyńskiego można mieć raczej o niewykorzystywanie ludzi takich jak Kowal czy Ołdakowski (zresztą też bezpartyjny). Otóż to: dlaczego na pierwszej linii ląduje Marek Kuchciński czy Antoni Macierewicz, a wspomniani politycy są schowani daleko? To od zawsze problem z dobieraniem ludzi przez prezesa PiS: wierność i sprawność organizacyjna jest kryterium naczelnym, intelekt, wiedza, własne zdanie raczej obciążają.

Czy Migalski przygotowuje przewrót? Wątpię. Wbrew temu, co pisze Kataryna, w PiS żaden przewrót nie ma szans powodzenia. Sam Migalski przyznaje, że partia jest zbyt spersonalizowana i uznaje to za niedobry stan rzeczy – w tej kwestii także się z nim zgadzam. Ale tak jest: jedynym politykiem o liczącym się nazwisku, który mógłby zamachnąć się na prezesa, jest Zbigniew Ziobro, ale i on jest dziś cieniem dawnego siebie. Teza Kataryny, że to początek pozbywania się Kaczyńskiego z PiS jest całkowicie nietrafiona, choć trafione jest stwierdzenie, że wiele osób uznałoby, iż dodatkową korzyścią z wygranych przez Kaczyńskiego wyborów prezydenckich byłoby jego ustąpienie z funkcji lidera partii. Przyznaję całkiem otwarcie, że ja także na to liczyłem i uważałem, że byłby to dodatkowy, bardzo istotny bonus z wygranej Kaczyńskiego.

Są oczywiście w PiS osoby, które Migalskiego popierają. Sądzę, że europosłowi chodzi nie o to, żeby zmontować wewnątrz partii frondę, ale żeby obudzić poważny ferment i ośmielić te osoby do głośnego wyrażania swojego zdania. Bo oczywiście sam Migalski na pewno nie liczy na to, że po takim wystąpieniu Kaczyński z troską pochyli się nad jego tezami.

Pytanie tylko, czy był inny sposób. Kataryna dość naiwnie zakłada, że przecież mógł Migalski pójść do Kaczyńskiego i pogadać z nim w ciszy jego gabinetu. Otóż problem polega na tym, że nie mógł. Jedynym miejscem, gdzie istnieje możliwość wejścia w spór z prezesem PiS  przez osoby spoza jego bliskiego kręgu jest Rada Polityczna. Ale Migalski do niej nie należy, a rada jest tak skonstruowana, że poważna kontrowersja, dotycząca linii strategicznej nie ma tam szans na zaistnienie.

Owszem, sposób, do jakiego uciekł się Migalski, jest kontrowersyjny. Owszem, list już został wykorzystany przez przeciwników (vide strony Gazeta.pl). I co z tego? Jak słusznie zauważa Kataryna, w Kaczyńskiego wali się i tak. List Migalskiego nie czyni już właściwie różnicy, może natomiast być impulsem potrzebnym z punktu widzenia wewnętrznej gry w partii.

Na Twitterze i Facebooku po publikacji listu rozgorzała dyskusja, w której padały argumenty moim zdaniem poniżej pasa: że Migalski niczego nie dokonał, a się wymądrza, że jest tylko politologiem i nie ma pojęcia o praktyce, że paktuje ze Schetyną itd. Nie muszę chyba pisać, że to wszystko odnoszenie się do osoby, a nie do argumentów. Tych powtarzał nie będę, bo – jak napisałem – niemal ze wszystkimi się zgadzam. Wątek o grze z mediami to zresztą niemal powtórzenie mojego tekstu z „Rzeczpospolitej”.

Jest wreszcie pytanie, na które Kataryna i inni krytycy Migalskiego nie odpowiadają: co w takim razie robić? Jeśli idee, jakie przyświecają Kaczyńskiemu, są dla kogoś ważne, jeśli ten ktoś jest zaangażowany w prace tej partii, jeśli z rozpaczą patrzy na trwonienie dorobku kampanii wyborczej i jeśli sposób kierowania ugrupowaniem wyklucza bezpośrednie wpłynięcie na lidera – to co? Odejść w geście protestu, ale bez słowa publicznego wytłumaczenia? Czekać biernie na katastrofę?

Radzę uważnie czytać list Migalskiego. Ja wyczytuję w nim prośbę do człowieka, bez którego PiS nie istnieje i który jest symbolem tej partii, do szanowanego i bystrego polityka, bardzo krajowi potrzebnego, żeby dopuścił do siebie myśl, iż może się mylić. Tylko tyle. Czy to naprawdę zbyt wiele?

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka