Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
698
BLOG

Kto nie głosuje na Komorowskiego, ten głupek

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 133

Kilka spostrzeżeń na koniec kampanii.

 

I.W dzisiejszym wywiadzie Bronisława Komorowskiego dla „Faktu” pojawia się następująca wymiana zdań:

Denerwuje się Pan przed niedzielą?

Nie jestem człowiekiem bojaźliwym ani nerwowym. Nie denerwowałem się przed pierwszą turą i jestem spokojny teraz.

Jest Pan więc optymistą?

Tak, jestem przekonany, że wygram.

A co jeśli Pan jednak przegra?

Wygram. Wierzę w mądrość Polaków.

Więc nie bierze Pan w ogóle pod uwagę, że zwyciężyć może Jarosław Kaczyński?

Nie biorę. Mogę powtórzyć po raz trzeci - jestem pewny, że wygram.

 

Cóż. Nie mogę potępić Komorowskiego za ten zadziwiający pokaz pewności siebie. Kandydatom wolno ją okazywać, pod warunkiem jednak – moim skromnym zdaniem – że nie przypomina buty. Jarosław Kaczyński o swoim zwycięstwie przez cały okres trwania kampanii mówił w tonie znacznie bardziej umiarkowanym, zawsze w trybie warunkowym.

Ale jest w tym fragmencie moment dość jednak skandaliczny. Stwierdzenie „Wygram. Wierzę w mądrość Polaków” trudno bowiem odczytać inaczej niż jako uznanie, że ewentualna przegrana Komorowskiego oznacza, że – po pierwsze – Polacy są głupi, po drugie – na pewno głupi są ci, którzy nie głosują na BK. Dziwię się, że tego szczerego wyznania nie rozrobił dzisiaj żaden dziennikarz. A warto, choćby w kontekście nieustających zapewnień sztabu Komorowskiego, że nie zamierza on jako prezydent dzielić Polaków na lepszych i gorszych.

 

II.W trakcie tej kampanii skompromitowało się wiele osób i instytucji. Np. Fundacja Batorego, powierzając koordynację prac nad raportem o kampanii w mediach publicznych Wojciechowi Mazowieckiemu,  jednemu z najbardziej zajadłych antypisowskich publicystów. Wobec takiego wyboru personalnego nie ma już nawet sensu czytać raportu (opartego zresztą na wątpliwej metodologii). To tak, jakby raport o kampanii w TVN miał koordynować o. Rydzyk.

 

III.Osobnym rozdziałem jest postawa „Gazety Wyborczej”.

Kilka dni temu spotkałem osobę z tej gazety, piszącą o polityce, także teksty publicystyczne. Spytałem, czy jedzie jeszcze do redakcji. Osoba ta odpowiedziała: „»Gazeta« zwariowała, nie chcę w tym brać udziału”.

Istotnie, GW zwariowała po 10 kwietnia. Takiej ideologicznej mobilizacji w jej środowisku nie było od lat.Moi znajomi zabawiali się, podliczając liczbę tekstów w kolejnych wydaniach, w których GW atakowała Kaczyńskiego albo robiąc screeny z Gazeta.pl, gdzie od góry do dołu w dziale politycznym były wyłącznie teksty, walące w kandydata PiS. Takiej zaciętości i histerii GW nie pamiętam od dawna, nie jestem nawet pewien, czy nie jest większa niż w 2005 roku. To oczywiście temat na dłuższą analizę, może nawet pracę naukową. Sam wychwyciłem kilka wyjątkowo jaskrawych przykładów manipulacji, ale było ich zapewne dziesiątki. Nie mówiąc już o doborze informacji.

Dziś Jarosław Kurski na pierwszej stronie wzywa do niegłosowania na Kaczyńskiego, czyli tym samym głosowania na Komorowskiego. Problem z postawą GW polega nie na tym, że jeden kandydat podoba się jej bardziej, inny mniej. W USA czy Wielkiej Brytanii gazety udzielają oficjalnego poparcia jednemu lub drugiemu kandydatowi, ale w tym właśnie sęk, że robią to oficjalnie. Czytelnik od razu wie, że dany tytuł popiera danego kandydata i ma ten filtr gdzieś w tyle głowy, przeglądając pismo. GW nie ogłosiła oficjalnego poparcia dla kandydata PO, jednocześnie nachalnie go promując. To klasyczny zabieg: udajemy obiektywnych, przemycając pod tą przykrywką agitację.

Zastanawiam się tylko, czy dla GW nie jest to ryzykowne. Może jest jakiś procent jej czytelników, którzy pod wpływem lektury zdecydują się jednak zagłosować. A skoro tak, to wiadomo, na kogo. Jest jednak jakaś część czytelników – moim zdaniem, spora – która kupuje GW ze względu na jej rozliczne dodatki, a częścią ideologiczną interesuje się średnio. Może do niej jednak zagląda. Wierzę w to, że znaczna część Polaków zachowuje pewien zdrowy rozsądek. Jednym z jego objawów jest opór wobec nadmiernie agresywnej agitacji i przemądrzałych pouczeń „autorytetów”. Jak ci ludzie zachowają się wobec nieustającego bombardowania i instruowania?

Przypominam sobie, jak ogromnie szanowany przeze mnie tygodnik „The Economist” udzielił swojego endorsement Barackowi Obamie przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA. To nie było poparcie bardzo mocno w tym sensie, że w opinii tygodnika różnica na korzyść kandydata Demokratów była stosunkowo niewielka. Ale endorsement „The Economist” i „ukryte” poparcie GW ogromnie się różnią. Brytyjski tygodnik rzetelnie zrelacjonował i przeanalizował program obu kandydatów, opierając się na opinii ekspertów (w kontraście do polskich „ekspertów”, zwykle towarzysko lub finansowo powiązanych z władzą) starał się przewidzieć skutki jego realizacji (chodziło zwłaszcza o plany wobec systemu opieki zdrowotnej), a następnie odniósł wnioski do swojej linii redakcyjnej, która jest czytelnikom doskonale znana – wszyscy wiedzą, że „The Economist” to pismo liberalne gospodarczo i społecznie. M.in. dlatego nie mam problemu z zamieszczanymi tam tekstami, omawiającymi sprawy najdrażliwsze, jak pozycja Kościoła albo związki homoseksualne: stanowisko pisma jest jasne, a ideologiczne wtręty ograniczone do minimum.

Gdy Obama słabo sobie radził już po paru miesiącach u władzy, „The Economist” pisał o tym rzeczowo i krytycznie. O GW dość powiedzieć, że od 10 kwietnia znalazła się na antypodach rzetelnego dziennikarstwa w wersji brytyjskiego tygodnika.

 

IV.Nowym fenomenem była sytuacja w Internecie. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że proporcje z 2007 roku uległy odwróceniu. Zwolennicy BK byli gdzieś na marginesie, mało twórczy i na ogół sięgający po chamskie grepsy, jak ten z „pierwszą damą sikającą do kuwety”. Zwolennicy drugiej strony byli za to niezwykle płodni. Owszem, zdarzały się żarty, przekraczające granice dobrego smaku. Część z nich – zwłaszcza te dotyczące pani Komorowskiej – uważam za raczej kompromitujące i wolałbym, aby nigdy w sieci nie zawisły. Ale niektóre to prawdziwe perełki. Nie wiem, kim jest twórca cyklu „Ministerstwo Prawdy”, ale w moim rankingu zasługuje na Pierwszą Nagrodę. Niektóre filmy z cyklu „Autorytety PO” także były majstersztykami. Internet, zawłaszczony poprzednio przez kibiców Platformy, tym razem został odbity przez kibiców PiS.

 

V.Były w tej kampanii momenty zabawne, ale jeden przebił wszystkie pozostałe. Chwila, gdy z samochodu prezesa PiS wysiadł przed gmachem TVP Janusz Rewiński do tej pory sprawia, że zaśmiewam się do łez. Za jednym zamachem zepsuty został szoł Palikota i TVN. Znając poczucie humoru Jarosława Kaczyńskiego, wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że na ten pomysł wpadł on sam.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka