Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
454
BLOG

O motywacjach wyborców i pytaniach na II turę

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 66

Po zakończeniu wczorajszego głosowania zapanowała dezorientacja – wyniki sondaży Homo Homini, SMG/KRC i OBOP-u bardzo się od siebie różniły. Dla niektórych nie był to jednak problem. Na stronie głównej Salonu24 pojawił się wpis jegomościa, który stwierdzał, że nie ma znaczenia, o ile Jarosław Kaczyński przegrał, ważne jest tylko to, że przegrał, a skoro przegrał, to na pewno w drugiej turze nie wygra.

Wpis starał się utrzymać pozór analizy, ale w rzeczywistości był emocjonalną deklaracją przeciwnika kandydata PiS. Nikt, kto na zimno analizuje sytuację, nie stwierdzi, że różnica pomiędzy dwoma głównymi kandydatami nie ma znaczenia. Ma znaczenie kapitalne. Gdyby była taka, jak prognozowały sondaże robione dla TVN i Polsatu, Kaczyński miałby naprawdę nikłe szanse na zwycięstwo. W obecnej sytuacji szanse ma znacznie większe, choć będzie mu trudno. Sam oceniałbym je na 30 do 40 procent.

Wpis, o którym wspominam, skojarzył mi się z jednym z mitów, dotyczących wyborców PiS i Kaczyńskiego. Ulubiona mitologiczna mantra głosi, że wybierają ich „mieszkańcy wsi i małych miasteczek, słabo wykształceni, mało zarabiający”. Według badań, Komorowski ma przewagę także w grupie osób z wykształceniem zawodowym, więc nie wiem, skąd te deklaracje. Czasem przybierają one wręcz formę nakazu, np. wówczas, gdy TVN24.pl tytułuje jeden ze swoich tekstów „Wykształceni wybierają marszałka”. Znakomitą reakcją na ten schemat były pojawiające się w Internecie wzory koszulek z napisem „Jestem niewykształcony, z małego miasteczka”. Funkcja perswazyjna przekazu jest jasna: kto chce zaspokoić własne aspiracje lub uleczyć kompleksy, związane z chęcią przynależności do „lepiej wykształconych” i „rozumnych”, powinien zagłosować na kandydata PO.

(Na marginesie, o magii tytułów. Onet.pl – grupa ITI – oparł się wczoraj wieczorem oczywiście na „świetnym” sondażu SMG/KRC, który różnicę pomiędzy Komorowskim a Kaczyńskim szacował na 13 punktów. Gdy wszedłem na ten portal rano, po sondażu SMG/KRC nie było oczywiście śladu, były natomiast wyniki z PKW. Wyniki te, jak wiadomo, w nocy zaczęły się od dystansu na poziomie niecałych 2 punktów, by ostatecznie urosnąć do niecałych 5. Tytuł na Onecie? „Komorowski zwiększa przewagę nad Kaczyńskim”. Miodzio.)

Zastanawiałem się wczoraj nad motywacjami jednych i drugich wyborców. W przypadku tych, którzy wolą Kaczyńskiego, tworzy się kolejny mit: że głosują wyłącznie pod wpływem emocji, że nie potrafią swojego wyboru racjonalnie uzasadnić, a jeśli jakoś próbują, to mówią bzdury. Jasne, tacy też są i pewnie nawet jest ich niemało. Ale znacznie zabawniejsza jest ta część mitu, która głosi, że wyborcy Platformy lub jej kandydata to bez wyjątku ludzie racjonalni, spokojni, myślący samodzielnie. Wystarczy zrobić krótką kwerendę w Salonie24, żeby przekonać się, że zwłaszcza najzagorzalsi ze stronników rządzącej partii jakąkolwiek racjonalność i zdolność do toczenia spokojnej dyskusji pożegnali wieki temu. Pozostały jedynie schematy i klisze, nierzadko dość chamskie (wczoraj np. jakieś indywiduum pisało o mojej „pisowskiej gębie”).  

Z całą ostrością dotarło to do mnie, gdy wczoraj zerknąłem na wiadomość na stronie BBC, poświęconą polskim wyborom. Było tam zebranych kilka opinii wyborców – BBC.co.uk robi czasem takie zestawienia z „mordkami”. Jeden z wyborców Kaczyńskiego spokojnie wyliczał konkretne powody, dla których chce na niego głosować, podczas gdy jakaś dziewczyna, pracująca w Londynie, oznajmiła, że chce zagłosować na Komorowskiego, aby „już nigdy nie powtórzyła się tragedia, jaką jest władza Kaczyńskich”. I to był w zasadzie jej jedyny argument „tragedia władzy Kaczyńskich”. To zestawienie wyglądało symbolicznie: konkret versus histeria.

Bardzo interesujące byłoby zbadać postawy wyborców jednej i drugiej strony – skądinąd wiem, że jedna z partii robiła takie wewnętrzne badania, z których jakiś czas temu wyszło, że emocjonalna niechęć wyborców PiS do Platformy jest na poziomie dwukrotnie niższym niż emocjonalna niechęć wyborców Platformy do PiS. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, na jakim poziomie racjonalności są argumenty, które jedna i druga strona są w stanie przytoczyć, aby wytłumaczyć swoje poparcie dla tego lub innego kandydata. Mam podejrzenie – choć to oczywiście tylko moje spekulacje na podstawie dowodów anegdotycznych – że wyborcy Komorowskiego/Platformy mogliby w poziomie emocjonalności, histerii i braku racjonalności przebić spokojnie wyborców PiS, co – jeśli wziąć poprawkę na większy podobno wśród nich odsetek osób wykształconych i z dużych miast – byłoby tym bardziej znamienne i stanowiłoby niepokojącą diagnozę stanu polskiego społeczeństwa. To zresztą wstęp do kolejnych, potencjalnie bardzo obszernych rozważań o sposobach napędzania poparcia dla partii i o wdrukowywaniu wyborcom w mózgi pewnych schematów poprzez systematycznie wałkowanie ich w mediach, co z kolei jest możliwe z powodu osobistej sytuacji tychże wyborców (szybki awans społeczny, niezaspokojone aspiracje, kompleksy itd.).

Jak zatem kształtuje się sytuacja, skoro już wiemy, że Kaczyński pozostaje za Komorowskim niecałe 5 punktów w tyle? Wszystko zależy od odpowiedzi na kilka pytań, na których większość dziś – moim zdaniem – odpowiedzieć nie jesteśmy w stanie.

Po pierwsze – jak drogo sprzeda się Napieralski i który z kandydatów będzie w stanie kupić jego poparcie, ewentualnie przynajmniej milczenie w tej kwestii i ogólnikową radę dla zwolenników, aby wybrali zgodnie z własnym sumieniem (wariant bardziej prawdopodobny w przypadku dogadania się z PiS).

Po drugie – czy oficjalne poparcie Napieralskiego dla jednego lub drugiego konkurenta będzie w ogóle miało wpływ na decyzje jego wyborców, a jeśli tak, to jak duży.

Po trzecie – jakimi rezerwami w elektoracie dysponują Kaczyński i Komorowski. Tu akurat można spekulować: w mojej opinii rezerwy Komorowskiego są potencjalnie większe niż Kaczyńskiego, co przy przewadze w I turze wskazywałoby raczej na jego wygraną, ale…

…Po czwarte – znów nie mamy pewności, czy te rezerwy są tylko potencjalne, czy też są to ludzie, którzy faktycznie 4 lipca wyjdą z domów i zagłosują.

Po piąte – jaki wpływ na frekwencję będą miały trwające już wakacje. Obiegowa opinia głosi, że bardziej straci na tym Komorowski, ale trudno powiedzieć, jak bardzo.

Po szóste – czy można stracić lub też zyskać na powrocie do tradycyjnego tonu kampanii, czyli niczym niepohamowanej agresji.

Jedno jest jasne: im mniejsza różnica pomiędzy kandydatami, tym większa potencjalna mobilizacja ich elektoratów. Przy czym elektorat Komorowskiego pobudzany jest do udziału w wyborach nie tyle chęcią zwycięstwa lub przekonaniem, że Komorowski będzie świetnym prezydentem, co raczej niechęcią wobec Kaczyńskiego, nierzadko obsesyjną; elektorat Kaczyńskiego zaś prócz tego, że nie chce dopuścić Platformy do pełni władzy, głosuje raczej za Kaczyńskim niż przeciwko Komorowskiemu. Pytanie, która motywacja jest silniejsza.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka