Tak właśnie stało się, moim zdaniem, teraz, gdy „Gazeta Wyborcza” zainicjowała kolejny etap przymusowego kochania Rosjan w postaci akcji zapalania zniczy na grobach krasnoarmiejców 9 maja. W roli wodzireja występuje Andrzej Wajda, ten sam, który oburzał się pochowaniem pary prezydenckiej na Wawelu. Andrzej Wajda w kwestii wyjaśnienia drażliwych spraw z historii stosunków polsko-rosyjskich zrobił już niestety jedną fatalną rzecz: nakręcił beznadziejny artystycznie i kompletnie niezrozumiały dla zagranicy film „Katyń”, zamykając tym samym temat dla innych reżyserów na lata. Teraz występuje w roli twarzy akcji, która zahacza o fałszowanie historii.
Nie mam zamiaru zapalać znicza na grobie żadnego z krasnoarmiejców, ani 9 maja, ani w żaden inny dzień z bardzo prostego powodu: bo choć Armia Czerwona pomogła wyzwolić nas od Niemców, była również armią de facto okupacyjną. Zakładam, że jest to jasne dla każdego, kto w miarę zna historię i potrafi na nią spojrzeć obiektywnie. Owszem, można się spierać co do natury późniejszego Peerelu, można się nie zgadzać w kwestii tego, jaki poziom suwerenności miał Peerel za Gomułki lub Gierka. W latach 40. i 50. jednak za pomocą sowieckiej armii i NKWD niszczona była w brutalny sposób polska demokracja, która próbowała się choćby cząstkowo odrodzić, zaś sowieccy oficerowie zajmowali wszystkie kluczowe stanowiska w polskiej armii. Nie zapala się zniczy na grobach żołnierzy armii okupacyjnej – to dla mnie jasne, oczywiste i bezsprzeczne.
Argumenty zwolenników tej kuriozalnej akcji są w całości chybione. Po pierwsze, tłumaczą oni, że to byli „zwykli chłopcy”, którzy chcieli walczyć z Hitlerem i niczemu nie byli winni, zatem należy im się szacunek.
Owszem, byli to zwykli chłopcy. Zwykli chłopcy, o których odpowiednie nastawienie ideologiczne dbali skrupulatnie i na ogół z sukcesami oficerowie polityczni. Ci zwykli chłopcy byli przekonani, że przynoszą nam raj na ziemi i oprócz przegonienia Niemców, wykończą też przedstawicieli „pańskiej” Polski. Równie dobrze można by pozapalać znicze na grobach „zwykłych chłopców”, którzy chcieli nas „wyzwolić” w roku 1920.
Ci zwykli chłopcy pili, gwałcili i rabowali. Zapalając znicz na grobie któregokolwiek z nich, ryzykowałbym, że czczę jakiegoś kałmuckiego gwałciciela, a tego ryzyka nie chcę podejmować.
Drugi argument brzmi, że taki gest doskonale posłużyłby pojednaniu. Pomijając już fakt, że owo pojednanie zostało nagle po 10 kwietnia zadekretowane przez polską elitę rządową i środowisko „GW” bez żadnego faktycznego przełomu po stronie rosyjskiej, używającym tego argumentu umyka ważna zasada: jednać się można jedynie na fundamencie prawdy. W kwestii zakończenia II wojny światowej takiej prawdy ze strony rosyjskiej wciąż nie ma. Moskwa wciąż twierdzi, że przyniosła nam wolność, co jest po prostu historycznym kłamstwem.
Reakcją normalnego człowieka na apele pana Wajdy i „GW” powinno być popukanie się w głowę. Mam nadzieję, że 9 maja to pukanie będzie się niosło daleko, aż na Plac Czerwony.
Komentarze
Pokaż komentarze (281)