Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
190
BLOG

O zabitym policjancie i systemie

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 47

Śmierć policjanta, zakłutego nożem w środku dnia w Warszawie, jest tak samo wstrząsająca jak każda bezsensowna śmierć, zadana przez degeneratów, których ofiarą mógł paść każdy. Czytając komentarze i słuchając relacji, widzę jednak dwa aspekty sprawy, do których mało kto się odnosi.
I.W dzisiejszych wypowiedziach policjantów pojawił się akcent żalu: dlaczego naszemu koledze nikt nie pomógł? Może by żył.
Czy policjanci naprawdę mają prawo mieć pretensję do przypadkowych przechodniów, że nie wdali się w bójkę trzech mężczyzn, z czego dwóch było skrajnie agresywnymi osiłkami? Czy policjanci mogą wymagać od ludzi, żeby w takich sytuacjach zrobili coś więcej niż ktoś zrobił faktycznie, czyli dzwonili po policję? Nie mogą – z paru powodów. Po pierwsze, ponieważ sami robią niewiele, aby ludzie czuli, że mają w nich wsparcie (o tym dalej). A skoro oni wsparcia nie dają, to i ludzie nie dają wsparcia im, zwłaszcza w sytuacji, gdy mogą się zasadnie bać o własne życie.
Po drugie – to policja, nie będąc w stanie zapewnić nam należytego bezpieczeństwa, jest jednym z najzagorzalszych przeciwników zobiektywizowania zasad przyznawania pozwoleń na broń. Podkreślam: zobiektywizowania, nie zliberalizowania, bo pomysły takie jak Andrzeja Czumy mają służyć przyjęciu obiektywnych kryteriów przyznawania pozwoleń.
Mówiąc w uproszczeniu – dziś jest tak, że przyzwoity, porządny obywatel nie dostanie pozwolenia, jeśli nie wykaże, że grozi mu jakieś szczególne niebezpieczeństwo. A nawet jeżeli będzie się starał to wykazać, to i tak w pełni uznaniowa ocena przedstawionych dowodów należy do komendanta wojewódzkiego policji, który może bez żadnego wytłumaczenia podanie odrzucić. Zobiektywizowanie oznaczałoby zabranie policji tego korupcjogennego i niebezpiecznego przywileju. Pozwolenie dostawałby każdy, kto spełniłby obiektywne kryteria – co wcale nie musi znaczyć, że spełnić je byłoby łatwo. Należę jednak do osób, które uważają, że obiektywne kryteria dostępu do broni, a więc większa liczba dobrze skontrolowanych, porządnych obywateli, noszących broń, oznaczają większe, nie mniejsze bezpieczeństwo naszych ulic. Proszę pomyśleć, jak inaczej mogłyby się rozegrać wydarzenia na Woli, gdyby w pobliżu znalazł się choć jeden cywil z bronią (a proszę pamiętać, że posiadanie broni oznacza także przejście odpowiednich szkoleń, a więc i wyrobienie lub wzmocnienie pewnej samokontroli związanej z jej użyciem).
II.Polska policja nadal nie potrafi zrozumieć, na czym polega prawdziwa prewencja generalna i w jaki sposób czyni się otoczenie ludzi bezpieczniejszym. Największym, swoistym eksperymentem, który to pokazał, była słynna historia przywracania Nowego Jorku jego mieszkańcom na początku lat 90., gdy NYPD kierował William Bratton, wspierając się wiedzą i doświadczeniem wybitnych, amerykańskich kryminologów.
To zresztą – bądźmy sprawiedliwi – nie tylko sprawa policji, ale i całego aparatu państwa, który musi z policją współdziałać. Policja nie reaguje na drobne wykroczenia, zbywa zawiadamiających o nich obywateli, czasem po prostu nie sposób się na 997 dodzwonić (sam tego wielokrotnie doświadczyłem). Ale też nie reaguje na nie, bo wie, że to stracony czas i wysiłek. Agresywny osiłek i tak nie trafi do aresztu ani więzienia, dostanie jakąś śmieszną karę ograniczenia wolności i będzie się w kułak śmiał z goniących go po próżnicy „psów”. Obaj mordercy policjanta istnieli już przecież w systemie. Można było przewidzieć, że będą coraz niebezpieczniejsi. System jest jednak skonstruowany tak, że w ogóle takich prognoz nie uwzględnia. Składają się na to i kształt kk czy kpk (takie, a nie inne, dzięki prawniczym „autorytetom” w rodzaju Andrzeja Zolla), i indolencja oraz bierność sędziów czy prokuratorów, a źródeł tych cech można szukać w systemie kształcenia prawników i w atmosferze, jaka panuje w tych środowiskach. System działa więc mechanicznie i bezmyślnie.
Zanim Bratton został szefem NYPD, był szefem nowojorskiej policji metra. Na początku lat 90. korzystanie z tego środka transportu zakrawało na bohaterstwo. Bratton zmienił to m.in. w taki sposób, że postawił na rygorystyczną kontrolę gapowiczów. Rychło okazało się, że przy tej okazji zatrzymuje się mnóstwo poszukiwanych, także za ciężkie przestępstwa, rekwiruje się nielegalnie posiadaną broń i narkotyki. Tam jednak szczelny był system. W metrze stawało się coraz bezpieczniej, ponieważ typki, zatrzymane przez policję metra, nie były natychmiast wypuszczane z powrotem na ulicę.
Marzy mi się, że kiedyś polska policja zacznie działać tak jak zaczęła działać policja nowojorska za Brattona. Że gliniarze nie będą obojętnie mijać namolnych parkingowych czy czyścicieli szyb na skrzyżowaniach. Oraz że polskie prawo przyjdzie im w sukurs i da skuteczne narzędzia do walki z małą, a przez to i dużą przestępczością. Na razie jest źle, a śmierć aspiranta jest smutnym tego memento.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka