Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
2345
BLOG

Kompromitacja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 84

Nie byłoby afery z petycją w sprawie zdjęcia krzyży we wrocławskim liceum, gdyby nie „Gazeta Wyborcza”, realizująca w tej sprawie swoją ideologiczną misję. Gdyby nie nagłośnienie, jakie zapewniła grupce młodych awanturników, ich petycja zyskałaby dokładnie tyle uwagi, na ile zasłużyła, czyli okrągłe zero. Ale stało się, jak się stało. Była petycja, były teksty w „GW”, była nawet debata o zdejmowaniu krzyży, na której – moim zdaniem niepotrzebnie ­– pojawił się nawet Tomek Terlikowski. A teraz ma być pozew przeciwko prof. Ryszardowi Legutce, złożony z pomocą Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
I to jest w całej tej historii najprzykrzejsze, bo włączając się do awanturki grupki wyrostków, tym razem przeciwko wybitnemu intelektualiście, HFPC się kompromituje. Prof. Legutko był uprzejmy nazwać awanturników z Wrocławia „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, a ich awanturkę ­– „szczeniacką zadymą”, przez co ci poczuli się obrażeni i postanowili profesora pozwać. Ryszard Legutko miał oczywiście pełne prawo tak ich nazwać i częściowo miał rację, bo awanturkę we wrocławskiej szkole można w części zaliczyć do niegodnych większej uwagi przejawów braku emocjonalnej równowagi w okresie dojrzewania. Sam pamiętam mój licealny bunt przeciwko wprowadzanym właśnie wtedy do szkół lekcjom religii i dzisiaj patrzę na samego siebie z tamtych czasów z dużym politowaniem.
Jednak prof. Legutko nie miał racji o tyle, że panienka, która wydaje się inicjatorką całego zamieszania, niejaka Zuzanna Niemier, nie jest osobą przypadkową, która szuka sposobu na zabicie licealnej nudy (jedni startują w olimpiadach, inni piją, inni dużo czytają, inni biorą prochy, niektóre panienki się puszczają, a niektórzy walczą z Kościołem). Panna Niemier jest aktywistką środowiska agresywnie antyklerykalnego i antyreligijnego, bo takim jest krąg portalu Racjonalista.pl. Działalność tego środowiska można porównać do funkcjonującego w Związku Sowieckim w latach 20. czy 30. Związku Bezbożników – organizacji, której zadaniem było „wyleczenie” „narodu” sowieckiego z przesądów religijnych.
W tym sensie grupka z wrocławskiej szkoły, a przynajmniej jej część, to nie rozwydrzeni smarkacze, ale wojujący ateiści. Wojujący to znaczy agresywni w narzucaniu innym swojego poglądu, bez żadnego uwzględnienia kontekstu kulturowego i historycznego.
Jestem zresztą głęboko przekonany, że krzyż na ścianie – ani żaden inny symbol którejś z wielkich religii, zwłaszcza monoteistycznych, w zależności od tego, gdzie by się to działo – nie przeszkadzałby nikomu rozsądnemu, zadającemu sobie podstawowe pytania o własny byt, choćby i niewierzącemu. Powód jest prosty: chrześcijaństwo w żadnym stopniu nie jest religią agresji, a przesłanie, jakie niesie ze sobą symbol krzyża, jest – zwłaszcza dziś – pokojowe i pełne miłości. Agresja wobec krzyża jest więc kwestią ideologicznego uprzedzenia czy, mówiąc po prostu, prymitywnego czepialstwa. Szczególnie w kraju takim jak Polska, gdzie wiara jest tak głęboko wkorzeniona w naszą historię i kulturę, że nie sposób jej od nich oddzielić.
Podsumowując: we wrocławskim liceum splotło się z sobą kilka przyczyn. Po pierwsze – ideologiczna pasja jednej panienki, po drugie – jak mogę podejrzewać – czysto hormonalne przyczyny po stronie towarzyszących jej chłopców, po trzecie – naturalna w tym wieku skłonność do buntu, po czwarte – naturalne w tym wieku znudzenie. Dyrektor szkoły, zamiast zrobić to, co powinien był zrobić – wywalić towarzystwo z gabinetu na zbitą twarz wraz z ich petycją i pogonić do roboty – niepotrzebnie potraktował sprawę poważnie.
A teraz kwestia prof. Legutki. Profesor miał pełne prawo powiedzieć o awanturnikach, jak powiedział. Była to oczywiście wypowiedź zawierająca negatywną ocenę – i dobrze. Jeśli sądy będą nadal akceptować pozwy w takich sprawach, dojdziemy do absurdu ­– a już nam do niego blisko. Zaczną się procesy, w których biegli będą się zastanawiać, czy w ogóle dopuszczalne jest używania wobec kogokolwiek pojęć innych niż czysto neutralne i jakie to są, owe neutralne pojęcia. Co innego, gdyby profesor skłamał. Gdyby np. oskarżył pannę Niemier o to, że zażywa narkotyki, a byłaby to nieprawda. Wtedy mielibyśmy proces o oczywiste i weryfikowalne kłamstwo.
Tymczasem pozew grupki z Wrocławia wpisuje się w fatalną tendencję zamykania ust oponentom w sytuacji, gdy wyrażają jedynie swoje subiektywne oceny, do czego maja pełne prawo. Takie pozwy sądy powinny natychmiast spuszczać na bambus, wychodząc z założenia, że oceny nie podlegają procesom, a niekaranie takich wypowiedzi to kwestia utrzymania wolności słowa. Niestety, polskie sądy w tej sprawie (i w wielu innych) nie zachowują się rozsądnie.
W tym momencie do sprawy włącza się HFPC. Dlaczego? Adam Bodnar tłumaczy tę decyzję kuriozalnie. Powiada, że chodzi o to, aby „każdy mógł być traktowany poważnie i miał prawo do uczestnictwa w życiu publicznym”. Przepraszam, ale nie rozumiem: pan Bodnar chce zaprząc sąd do tego, żeby nakazał mi poważne traktowanie każdego szczeniackiego wygłupu, którego bohaterowie uznają, że realizują jakieś poważne plany? Chce mnie zmusić poprzez sąd, żebym uznawał za poważne sprawy, które uważam za arcygłupie? To zaczyna być dla mnie groźne, bo żyję z tego, że wykpiwam to, co niektórzy uważają za bardzo poważne. Zaś po decyzji HFPC i wypowiedziach pana Bodnara uważam jego samego za osobnika kompletnie niepoważnego, a jego wyjaśnienia za farsę. I co? Pan Bodnar pozwie mnie za to do sądu, który nakaże mi, żeby zaczął go traktować poważnie?
Czy pan Bodnar nie dostrzega zagrożenia dla wolności słowa, jakie stwarza ów pozew? Pewnie dostrzega, ale jestem przekonany, że angażując fundację w tę sprawę, kieruje się względami ideologicznymi, tak samo jak panna Niemier. HFPC przyłącza się najwyraźniej do tej wizji praw człowieka, która za jedno z najważniejszych z nich uznaje nie prawo do wolności głoszenia swoich poglądów, ale to do aborcji, eutanazji i walki z Kościołem. Dla fundacji, w niektórych aspektach swojej działalności naprawdę zasłużonej, to kompletna kompromitacja. Nie wiem, jak w HFPC podejmowane są decyzje i nie wiem, kto ma tam najwięcej do powiedzenia. Jeżeli w fundacji pozostał jeszcze ktoś rozsądny, to powinien czym prędzej spowodować wyrzucenie Adama Bodnara z tej struktury, zanim będzie za późno i zanim fundacja skompromituje się do cna.
Na proces czekam z niecierpliwością i mam nadzieję, że Ryszard Legutko pojawi się osobiście w sądzie. Czekam, bo chciałbym zobaczyć starcie wybitnego filozofa, tłumacza i komentatora dzieł Platona, z intelektualnymi miernotami, którym wydaje się, że robią coś arcypoważnego i doniosłego. To byłoby nawet całkiem zabawne, gdyby nie było niebezpieczne.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka