Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
600
BLOG

"Janosikowa" okradła nas wszystkich

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 149

Wyrok krakowskiego sądu w sprawie doktor Rosiek-Koniecznej jest kuriozalny. Z jednej strony sąd podkreśla, że pani doktor dzieliła się czymś, co do niej nie należało, a z drugiej – umarza sprawę, uzasadniając to rzekomą znikomą szkodliwością społeczną czynu.
Czy czyny pani doktor były naprawdę znikomie szkodliwe społecznie? Pani doktor – oceniam to nie tylko na podstawie orzeczenia i procesu, ale także reportaży, jakie zdarzyło mi się o niej czytać – należy do specyficznego typu osób, które w imię realizacji swojej wizji dobroczynności są gotowe zapomnieć o całym świecie, prawie oraz najbliższej rodzinie. Nikt nie sprawdził – włącznie z prokuraturą, co jest już naprawdę zadziwiające – kto faktycznie dostawał recepty. Czy byli to wyłącznie ludzie, którzy nie mieli innego sposobu na leczenie, czy może np. sprytne pijaczki, wyłudzające pomoc od naiwnej, nieodpowiedzialnej kobiety, a potem odprzedające leki, żeby mieć pieniądze na winko. Czytając o „Janosikowej” oraz słuchając jej wypowiedzi po procesie, nie mam wątpliwości, że pani doktor nie miała wystarczającej przytomności umysłu, aby to ocenić. Sąd, umarzając sprawę, zgodził się, żeby każdy, komu się wydaje, iż komuś koniecznie trzeba pomóc, robił to po partyzancku, gdy trzeba – zawłaszczając publiczne pieniądze.
„Wyłudzenie” to zresztą suchy, prawniczy termin. W potocznym znaczeniu pani doktor po prostu okradła NFZ. Jej działanie nie różni się niczym od sytuacji, w której ogromnie przejęta losem bezdomnych osoba zabrałaby sobie z kasy banku, będącego własnością skarbu państwa, 100 tys. złotych i rozdała wśród, jej zdaniem, potrzebujących. Może zresztą niekoniecznie musiałby to być bank – własność skarbu państwa. Mógłby to być sejf prywatnej osoby, która ma dużo pieniędzy. Zdaniem pani doktor – za dużo, a inni przecież mają mało. W końcu na NFZ składamy się wszyscy, więc w gruncie rzeczy „Janosikowa” ukradła nasze pieniądze. Wielka szkoda, że prokuratura nie zadała sobie trudu sprawdzenia, jakie konkretne konsekwencje dla ubezpieczonych miał ubytek, jaki w kasie NFZ spowodowała pani doktor.
Kolejny argument przeciwko umorzeniu sprawy to ten, że hojna za nie swoje pieniądze pani doktor poszła po linii najmniejszego oporu. Po prostu wypisywała sfałszowane recepty. Znacznie trudniej byłoby zrobić medialny szum, stworzyć fundację, zbierać legalnie pieniądze, alarmować w powołanych do zajmowania się sprawą instytucjach. Prościej było wziąć nie swoje i rozdać.
Ciekawie jest porównać łaskawy wyrok sądu w Krakowie z tym, jak traktowani są przez sądy dyrektorzy szpitali, oskarżani o niegospodarność, polegającą na udzielaniu pomocy pacjentom, za których potem z jakichś biurokratycznych powodów nie chce płacić NFZ. Oni oczywiście na taką przychylność zwykle liczyć nie mogą, bo ich historie są osadzone w instytucjonalnych ramach, a poza tym nie są siwą, poczciwą lekarką w grubych szkłach, której dobroć za cudze dobrze się sprzedaje w dobie łzawych tasiemców.
Ciekawa sprawa, że przezwisko „Janosikowa” nadała matce jej córka, bynajmniej nie zachwycona jej działalnością. Matka jednak nosi je z dumą. Dumnym nie ma być z czego. Janosik, gdy bliżej się przyjrzeć jego legendarnej, najbardziej znanej wersji, był zwyczajnym, regularnym bandytą, który przyznał sobie prawem kaduka możliwość decydowania, komu się należy, a komu nie. Oczywiście legenda o nim chwytać za serce poprzez współczucie dla wieśniaczki, która szła boso, bo nie miała za co kupić butów, a wstręt do tłustego bogacza, jadącego wygodnie karetą. Używając współczesnego języka, można by rzec, że legenda Janosika jest przesiąknięta skrajną demagogią.
Ale „Janosikowa” była w gruncie rzeczy jeszcze szkodliwsza od Janosika, ponieważ nie okradała bogatych, ale również ubogich obywateli, których nasze państwo żyłuje, nakładając na nich haracz w postaci składki zdrowotnej.
Lecz te wszystkie argumenty pozostały najwyraźniej poza intelektualnym zasięgiem pani sędzi, której ckliwe ustne uzasadnienie mogłoby spokojnie zostać zaadaptowane do „M jak miłość”.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka