Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
112
BLOG

Kryzys państwa

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 81

 

Przeczytałem wszystkie materiały, dotyczące przetargu na stocznie, które opublikowało „Wprost” na swojej stronie. Powtarzanie tutaj ustaleń CBA nie ma sensu. Nie ma też chyba sensu pisanie tego, co widać gołym okiem: że uwalenie Mariusza Kamińskiego nie jest spowodowane jakimiś formalnymi uchybieniami w działaniach w sprawie afery gruntowej. Chodzi wyłącznie o pozbycie się niewygodnej osoby.
Rafał Ziemkiewicz pokazał zresztą we wczorajszym „Antysalonie”, jak w ciągu dni zmieniało się zdanie Donalda Tuska w tej sprawie – od umiarkowanie krytycznego aż po ciskane na szefa CBA gromy. Choć przecież od momentu ujawnienia sprawy nic się w postępowaniu i działaniu Kamińskiego nie zmieniło. Powstaje zatem dodatkowe wobec innych pytanie: co sprawiło, że premier bez żadnej wyraźnej przyczyny tak mocno zmodyfikował swoje początkowe stanowisko?
Informacja na stronie Dziennika.pl dodatkowo niweczy idiotyczną tezę polityków PO o pułapce, którą rzekomo miał szef biura zastawiać na premiera i Platformę. Było dla mnie zresztą od początku jasne, że przedstawienie szefowi rządu materiałów, dotyczących sprawy, sięgającej najwyższych urzędników, nawet jeśli nie są one jeszcze opracowane tak, aby można je było przekazać do prokuratury, to rzecz naturalna i pożądana. Teraz okazuje się, że taka właśnie miała być procedura, i to na życzenie samej Kancelarii Premiera.
Stanisław Janecki napisał w swoim komentarzu do sprawy stoczni, że mamy do czynienia z największą aferą III RP. Nie wiem, czy faktycznie jest to największa afera, ale na pewno jest poważniejsza i bardziej skomplikowana niż afera hazardowa – a ta też przecież jest, by tak rzec, z najwyższej półki.
Nie wgłębiając się w nieprzyjemne meandry, zahaczające wyraźnie o klimaty bardzo mroczne, związane z międzynarodowym handlem bronią, a więc zapewne także ze służbami specjalnymi, tymi istniejącymi i tymi rozwiązanymi, trzeba zadać dwa podstawowe pytania.
Po pierwsze – cui bono? Jaką motywację mieli opiekunowie przetargu na stocznie, żeby tak bardzo starać się zapewnić w nim zwycięstwo konkretnemu inwestorowi? Tłumaczenia ministra geodety Grada, jakie przedstawia w „Polsce” – że tylko ten inwestor chciał przejąć majątek w całości i budować tam statki – kupy się nie trzyma, gdy wiemy już, jacy byli inni potencjalni inwestorzy, a przede wszystkim, gdy znamy rozmowę Dąbrowskiego z Gawlikiem, z której jasno wynika, że już po rozstrzygnięciu przetargu urzędnicy starali się gorączkowo ustalić, z kim właściwie mają do czynienia, bo tego nie wiedzieli. W tej sytuacji nie dziwią wykręty ministra Grada, który upierał się, że o katarskim inwestorze nie może nic powiedzieć, bo to tajemnica handlowa. Powtarzam więc pytanie: jaki urzędnicy mieli interes w promowaniu firmy z Antyli Holenderskich, dla której rzekomy katarski inwestor był jedynie przykrywką? Czy chodziło o wynagrodzenie niespłaconych prowizji dla el-Assira za jego pośrednictwo w transakcjach Bumaru? Czy o zagwarantowanie – jak sugeruje „Wprost” – wygodnych miejsc dla dotychczas zarządzających stoczniami? Czy może o coś jeszcze?
Oczywiście całkowicie można odrzucić zabawne sugestie, że chodziło o jakiś dil w sprawie katarskiego gazu. Musiałby to bowiem być raczej gaz z Antyli, a tam, o ile mi wiadomo, jego złóż nie odkryto.
Po drugie – i to jest pytanie jeszcze ważniejsze, w kontekście wiedzy, jaką posiedliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu dni absolutnie kluczowe: czy premier i lider rządzącej partii ma jeszcze kontrolę nad swoimi ludźmi i aparatem administracyjnym oraz politycznym czy może już ją stracił? A może, co gorsza, miał ją cały czas?
Tomasz Machała apeluje na swoim blogu: „Tylko spokojnie”. Nie zaliczam się raczej do panikarzy, ale mam wrażenie, że przy takim natężeniu afer (eufemizm „sytuacji budzących wątpliwości” jest tu już niestosowny), sięgających tak wysoko i mających taką skalę można mówić o kryzysie państwa. Gdyby traktować poważnie frazesy, jakimi oplata się obowiązujący w Rzeczpospolitej system polityczny, trzeba by powiedzieć, że istnieje wystarczająco wiele przesłanek, aby ogłosić przyspieszone wybory. Po prostu rząd, który ma na koncie takie sprawy, powinien poddać się ocenie wyborców. Ale to oczywiście tylko takie pięknoduchowskie rozważania.
Przy tym wszystkim nie mogę nie porównywać, w jaki sposób traktowany był przez media i niektóre opiniotwórcze środowiska gabinet Jarosława Kaczyńskiego. Po aferze gruntowej i wyrzuceniu z rządu Janusza Kaczmarka niektórzy publicyści stawiali skądinąd słuszny zarzut, że lider PiS nie potrafi właściwie dobierać sobie współpracowników, skoro dopuścił do władzy człowieka, którego następnie musiał zdymisjonować w atmosferze skandalu. Jakoś nie słyszę podobnych głosów ze strony tych samych osób teraz, choć skala dymisji już dokonanych i prawdopodobnie nadchodzących (bo pozostanie Grada na stanowisku byłoby w obecnej sytuacji megaskandalem) jest w rządzie Tuska wielokrotnie większa i nie odbywają się one w związku z rozpadem koalicji.

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka