Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
952
BLOG

Święte krowy z KDT

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 156

 

Dawno już twierdziłem, że jest mi dokładnie wszystko jedno, kto usunie z centrum Warszawy blaszak KDT – czy to będzie Lech Kaczyński, HGW czy Chuck Norris. Ważne, żeby ta żenująca prowizorka wreszcie przestała szpecić publiczną przestrzeń.Likwidacja właśnie trwa, a ja się cieszę.
Z uwagą przeczytałem wpis Wojciecha Wybranowskiego pod nieco pompatycznym tytułem „Tak zabija się w Polsce prawo i marzenia”. Pan Wybranowski jest innego niż ja zdania, ale w jego wpisie jest właściwie tylko jeden merytoryczny argument za racjami kupców: po zamknięciu blaszaka przez jakiś czas część z nich nie będzie miała gdzie handlować, co wynika z opieszałości miasta. (Nie dotyczy to jednak wszystkich, bo część ma znaleźć tymczasowe miejsca w innych, już istniejących, halach targowych.) Z drugiej jednak strony jest faktem, że rozmowy z kupcami trwały od lat i gdyby ich żądania nie były tak wygórowane, być może mieliby już swoje nowe miejsce. Faktu nielegalnego zajmowania blaszaka redaktor Wybranowski nie kwestionuje, nie kwestionuje więc także tego, że kupcy prawo łamali, a dzisiejsza bitwa była próbą jego wyegzekwowania. Próbuje jednak odwrócić kota ogonem, powołując się na ogólnikowe, konstytucyjne prawa do pracy itp. To zabieg czysto retoryczny, bo żadne konstytucyjne prawo do pracy nie istnieje (bezrobocie byłoby wówczas nielegalne), a nawet gdyby istniało, to nie oznaczałoby, że każdy może sobie pracować tam, gdzie rozstawi swój stragan.Kupcy pracowali tam, gdzie nie mieli prawa pracować.
W przypadku tej awantury nie kieruję się, jak zapewne wielu, sympatiami politycznymi. HGW rządzi stolicą fatalnie, jest beznadziejnym prezydentem, ale to jedno jej się udało: skończyła ze statusem świętych krów dla kupców w Placu Defilad. Ci zapewne uwierzyli, że taki status mają, bo ostateczne terminy dla nich były za różnych prezydentów przesuwane tak wiele razy, że można już było stracić rachubę.Winnym tej sytuacji był m.in. Lech Kaczyński, podczas gdy teraz PiS wykorzystuje, rzecz jasna, sytuację przeciwko HGW. Trudno się dziwić, sam bym tak robił, gdybym był z konieczności cynicznym politykiem opozycji. Jest to jednak krytyka kompletnie niewiarygodna.
W całej sprawie jest kilka kwestii. Po pierwsze – czy można tolerować ostentacyjne łamanie prawa.Pytanie jest w tym wypadku trochę podobne jak w przypadku zniszczonej niedawno przez dewelopera na Pradze parowozowni. Pamiętam dyskusję, jaka wywiązała się na moim blogu na ten temat. Niektórzy argumentowali mianowicie, że co prawda właściciel terenu faktycznie łamał prawo, ale przecież gdy sprzedawano mu teren, parowozownia nie była jeszcze zabytkiem i miał prawo wierzyć, że będzie mógł tam zbudować swoje nieruchomości. Podobnie można argumentować tutaj (vide red. Wybranowski): wprawdzie kupcy zajmowali blaszak nielegalnie, ale przecież nie mieli się gdzie podziać. Nie przyjmuję takiego argumentu. Rzeczpospolita jest generalnie państwem bezprawia, a w szczególnych przypadkach – prawa stosowanego wybiórczo. Zdaję sobie z tego świetnie sprawę, ale uważam, że właśnie w przypadkach wyjątkowo spektakularnych, takich jak hala KDT, na łamanie prawa pozwalać nie można, bo ma to także walor edukacyjny. Poza tym – czy można rozsądnie używać argumentu, iż skoro w 20 przypadkach prawo nie zostało wyegzekwowane, to i w przypadku 21. nie będzie się go egzekwować, mimo że jest taka możliwość? Zresztą przypadek praskiej parowozowni budzi i tak większe wątpliwości niż casus blaszaka z Placu Defilad.
Co do braku miejsca, gdzie kupcy mogliby się teraz podziać, powiem brutalnie: mam dość zawłaszczania publicznej przestrzeni przez handlarzy w blaszakach, ze stolikami, sprzedających rajty, plastykowe wiatraczki i patelnie prosto od ruskich. Kibicuję każdemu patrolowi Straży Miejskiej, któremu uda się usunąć kolejną babcię, handlującą sweterkami albo kolejnego pana Zenka, sprzedającego chińskie żelazka, z Marszałkowskiej czy Placu Zawiszy. Nie tylko robią z miasta podrzędny bazar, ale też są najoczywistszym przykładem nieuczciwej konkurencji wobec tych, którzy prawa nie łamią i uiszczają odpowiednie opłaty.
Niewiele mnie osobiście obchodzi los najemców z KDT. Obchodzi mnie głównie, aby Plac Defilad został odzyskany jako publiczna przestrzeń.Poza tym – powtarzam – handlarze mieli wiele okazji w przeciągu kilku lat, żeby uzyskać od miasta dobrą ofertę.
I tu jest punkt drugi: jeśli idzie o dysponowanie publiczną przestrzenią, moje liberalne w sferze gospodarki poglądy stają się znacznie mniej liberalne.Być może dlatego, że niewiele jest miast w Polsce, gdzie potrafi się tą przestrzenią sensownie gospodarować i nadać jej spójny wymiar estetyczny. Z drugiej zaś strony mnóstwo grup interesu – takich jak właśnie handlarze albo cyniczni i zarazem prymitywni reklamiarze – wykorzystują tę nieumiejętność bezpardonowo.
Pytanie brzmi także, jak długo można się godzić na prowizoryczne i prymitywne przejawy gospodarczej inicjatywy. To, co było dobre i miało wielki sens na początku lat 90., dzisiaj straciło rację bytu. Nie można pozostawać przez całe dekady na poziomie „szczęk”. Zaś blaszak KDT to były takie „szczęki”, tyle że większe.
Redaktor Wybranowski pokpiwa sobie z tego, co ma powstać na miejscu blaszaka. Nie mam do HGW ani grama zaufania – pamiętam doskonale, jak proponowała sprzedaż deweloperom terenu pomiędzy Pałacem Kultury a Świętokrzyską, co byłoby po prostu zbrodnią na tkance miasta. Nie rozumiem tylko, dlaczego mam tolerować podobne barbarzyństwo ze strony kupców, którzy chcieliby na kolejne trzy lata przywłaszczyć sobie teren kawałek dalej na potrzeby swojej blaszanej budy.W czym jest lepsza blaszana buda KDT od inwestycji jakiegoś dewelopera, który zagrodziłby kolejny kawałek gruntu w samym sercu miasta? Mnie interesuje pierwszy etap sprawy: usunięcie blaszaka. Potem trzeba patrzeć HGW na ręce lub wybrać innego prezydenta, który będzie potrafił dobrze ową przestrzeń publiczną wykorzystać. Jedno jest pewne: to ma być przestrzeń publiczna właśnie, a nie prywatna. Argument pana Wybranowskiego – w Muzeum Sztuki Nowoczesnej krawaciarze będą oglądać genitalia na krzyżu, więc wara od blaszaka – nie trzyma się kupy. To dwie oddzielne sprawy. Przy czym zaznaczam, że jego obawy co do zawartości wspomnianego muzeum podzielam.
Po trzecie – zadymiarski styl, w jakim postanowili się bronić kupcy, nie może zyskać mojej akceptacji.Zadymiarstwa organicznie nie znoszę, a już zwłaszcza zadymiarstwa, które ośmiela się korzystać z symboli, do których nie ma prawa. Dlatego resztki mojej sympatii do kupców wyparowały, gdy usłyszałem, jak wycierają sobie gęby Mazurkiem Dąbrowskiego, „Rotą”, a Bogu ducha winnych ochroniarzy wyzywają od gestapowców.
Jedno z haseł, jakie głosił swego czasu Jarosław Kaczyński, zyskało moją szczególną sympatię: chodziło o walkę z imposybilizmem – stanem, gdy czegoś nie daje się zrobić i już, właściwie nie bardzo nawet wiadomo, czemu. Otóż HGW, czy nam się to podoba czy nie, mimo swojej beznadziejności w mnóstwie innych spraw, w tej jednej taki imposybilizm przełamała. Jasne, można pytać, czy zrobiłaby to samo, gdyby kupcy byli naturalnym elektoratem PO, przypominać, jak zasuwała z kanapeczkami do robiących cyrk pod Kancelarią Premiera pielęgniarek oraz jak poseł Niesiołowski opowiadał wtedy o pogwałcaniu praw człowieka. Można, ale to by znaczyło, że kieruję się logiką partyjną. Tym razem ważniejsza jest zwykła logika i poczucie estetyki.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka