Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
259
BLOG

Sędziowie skrótu nie znają

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 66

Drugi wyrok w sprawie spotu PiS pokazuje przede wszystkim, jak niskie są kwalifikacje polskich sędziów. Nie mamy przecież do czynienia ze wskazaniem przez sąd apelacyjny formalnych przesłanek, które każą orzec w tej samej sprawie inaczej, a po prostu z odmienną interpretacją tych samych słów na podstawie tych samych przepisów. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że sąd pierwszej instancji nie poradził sobie z bardzo ważną sprawą.
Ciekawe, co dzisiaj powiedziałby na temat wczorajszego orzeczenia Wojciech Mazowiecki. Kiedy spotkałem się z nim w zeszłym tygodniu w popołudniowej audycji Grzegorza Chlasty w Tok FM, Mazowiecki kipiał oburzeniem na spot PiS-u, twierdząc, że użyte w nim stwierdzenia nie były żadnymi tam uproszczeniami czy skrótami myślowymi, ale po prostu kłamstwami.
Mój stosunek do użytych w spocie stwierdzeń jest ambiwalentny. Nowy wyrok jest dla mnie o tyle zaskakujący, że sądziłem, iż akurat komentarz o tym, że to rząd zamyka stocznie i zwalnia ludzi tam pracujących, jest stosunkowo najtrudniejszy do obrony. Natomiast nie mogłem się zgodzić z pierwszym wyrokiem w kwestii ostatniego stwierdzenia ze spotu – że HGW dała „swoim ludziom” nagrody w wysokości 58 mln złotych.
I na temat tego właśnie zdania rozgorzał wówczas między mną a Mazowieckim najostrzejszy spór. I tu też dochodzimy do kwestii słabości sądownictwa. Otóż we wszystkich podobnych sprawach (w tym w słynnej sprawie Michnik vs. Zybertowicz) polskie sądy uparły się, aby hasła ze sfery marketingu politycznego lub publicystyczne wywody interpretować literalnie. Jasne jest, że jest to interpretacja absolutnie błędna i że jeśli stosować ją konsekwentnie, można by zakwestionować 99 procent publicznych wypowiedzi i polityków, i publicystów, i wszelkich innych osób publicznych. To świadectwo dwóch chorób polskiego sądownictwa: niekompetencji i strachu przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za odważne decyzje. To ostatnie widać zresztą także w przypadku procesów w rodzaju tego dotyczącego stanu wojennego.
Polscy sędziowie nie potrafią kompetentnie oceniać wypowiedzi ze sfery debaty publicznej, więc na wszelki wypadek stosują do nich kryteria identyczne jak do przepisów prawa. Co oczywiście nie ma sensu. Boją się też, że zostaną oskarżeni o sprzyjanie tym lub tamtym, wobec czego na wszelki wypadek sięgają właśnie po ową błędną, ale najbezpieczniejszą interpretację literalną. Gdyby tworzyć spot pod dyktando pani sędzi z pierwszego procesu, zdanie o HGW musiałoby brzmieć jakoś tak: „Hanna Gronkiewicz-Waltz, będąca znajomą Donalda Tuska od 15 lat, czterech miesięcy i 16 dni, przyznała 57843234 złote i 34 grosze nagród urzędnikom, wśród których są także zatrudnieni podczas sprawowania przez nią urzędu prezydenta miasta stołecznego Warszawy, bądź przez nią osobiście, bądź przez podlegających jej urzędników niższego szczebla, wśród których z kolei są także zatrudnieni osobiście przez Hannę Gronkiewicz-Waltz”. Dopiero wtedy pani sędzia uznałaby, że wypowiedź się broni. Albo i nie – być może zażądałaby, żeby przedstawić konkretną liczbę urzędników w taki czy inny sposób związanych z HGW, którzy otrzymali nagrody. Wolę nie myśleć, jak oceniałby ten tekst.
Podczas mojego sporu z Mazowieckim najzabawniejsze było, że mój interlokutor stosował klasyczną moralność Kalego. Z jednej strony potępiał obrzydliwe kłamstwa PiS, z drugiej – nie był w stanie zaakceptować, że gdyby miarę, jaką do spotu tej partii przyłożyła pani sędzia, przyłożyć do wielu stwierdzeń publicystów antypisowskich czy może raczej pisofobicznych (bo jest to uczucie noszące wszelkie znamiona fobii), takich jak on sam, lub polityków w rodzaju Stefana Niesiołowskiego, to nic by z nich nie zostało.
Podałem wtedy przykład: zdanie „podczas rządów obu braci Kaczyński panowała powszechnie atmosfera strachu”. Mazowiecki, rzecz jasna, natychmiast przyklasnął, że jest to zdanie prawdziwe i istotnie, wszyscy niemal się bali.
Chwila, moment. A co to znaczy „powszechnie”? Ile procent populacji tworzy „powszechność”? Tu powinien się wypowiedzieć językoznawca oraz socjolog. Czy Mazowiecki ma na to jakieś badania opinii publicznej? Czy potrafi podać, jaki konkretnie odsetek Polaków się bał z tego konkretnego powodu? Dalej: co znaczy „atmosfera”? Jaka jest korelacja tego pojęcia z pojęciem powszechności? I co to właściwie znaczy „strach”? Rozbierając to proste zdanie na czynniki pierwsze, dochodzi się oczywiście do absurdu. Ten absurd powinien być jasny dla każdego polskiego sędziego, ale z jakiegoś powodu nie jest.
Bo że dla Mazowieckiego nie jest lub jest wybiórczo, w zależności od tego, kto wygłasza nawet identyczne zdanie, to akurat nie dziwi.

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka